Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odszedł do krainy wiecznych łowów

Dawid Samulski
Przy nekrologach z jego nazwiskiem ludzie łapali się za głowy. Niektórzy nie dowierzają do dziś. 24 marca rano, zmarł w swym domu Walenty Płonka, wieloletni prezes koła łowieckiego Hejnał, ojciec posłanki Beaty Kempy. Miał 67 lat. Przyczyną jego zgonu był zawał serca

Jak zasłużonym był człowiekiem, jak bardzo wrósł w historię swego regionu niech świadczy fakt, że nawet radni, na czwartkowej sesji, pamięć o nim postanowili uczcić minutą ciszy.
Ci, którzy go znali lub kiedykolwiek mieli okazję z nim współpracować, na pytanie, jak zapadł im w pamięci, odpowiadają krótko:
– Waluś, taki gość – i ze łzami w oczach pokazują kciuka uniesionego do góry.
– Wyciągnął do mnie pomocną dłoń, kiedy byłem na dnie. Dał mi szansę, ja ją wykorzystałem, dlatego na jego pogrzeb pójdę z całą swoją rodziną – zdradza nam jeden z byłych pracowników Spółdzielni Transportu Wiejskiego, który pragnął zachować anonimowość. – Jego kolega zapewnia: – To był najlepszy dyrektor w historii tego zakładu.
Bo trzeba wiedzieć, że zanim Walenty Płonka zaczął prowadzić swoją cukiernię Walentino, kierował Wojewódzką Spółdzielnią Transportu Wiejskiego, która przekształciła się w STW, a jeszcze wcześniej był szefem Sycowskich Zakładów Przemysłu Terenowego oraz Ligi Obrony Kraju.
Nie ma chyba człowieka, który znałby go lepiej i dłużej od przyjaciela z koła Henryka Sałka. Pierwszy raz spotkali się 56 lat temu na obozie harcerskim w Kudowie-Zdroju.

Potrafił rozmawiać z ludźmi
– Potem chodziliśmy razem do liceum, a po latach dwukrotnie u niego pracowałem. Kiedy skończyłem pływać na statkach, ciężko mi było znaleźć pracę, bo w Sycowie marynarz był nikomu nie potrzebny. A Walek powiedział: „Przychodź do mnie” i w ten sposób zostałem pierwszym pompiarzem na stacji benzynowej znajdującej się na bazie przy ul. Kaliskiej – wspomina Henryk Sałek, który nie ma wątpliwości, że to właśnie jego przyjaciel wybudował od podstaw STW. – Oceniam go bardzo pozytywnie jako swego szefa, bo, jak mało kto, potrafił z ludźmi rozmawiać. Jak kogoś wyrzucili z pracy, to szedł do Walka i ten go przyjmował. Choćby do ładowania wagonów, ale zawsze jakąś pracę dla niego znalazł – dodaje.

Zasłużony dla łowiectwa
Od 1974 r. Walenty Płonka był myśliwym. Wszystkich jego zasług dla łowiectwa nie sposób jest wymienić, dlatego Henryk Sałek ograniczy się tylko do najważniejszych:
– Z leśnej czatowni na łąkach przenieśliśmy się do Szklarki. Wydzierżawiliśmy tam od Lasów Państwowych domek, który został wyremontowany i zaadaptowany pod nasze potrzeby. Umundurował całe koło, postawił obelisk upamiętniający myśliwych, którzy odeszli do krainy wiecznych łowów, otrzymaliśmy sztandar, wpuściliśmy w łowisko zające, bażanty i daniele - to wszystko dokonało się za jego kadencji – zaznacza społeczny strażnik łowiecki.
– Był moim serdecznym przyjacielem – nie waha się użyć tego słowa. – Co tu dużo kryć, beczkę okowity razem wypiliśmy i jeszcze nigdy się nie pokłóciliśmy. Jeżeli wybuchał, to na krótko, by po męsku dać komuś burę i na tym się kończyło. Był człowiekiem łagodnego usposobienia, zdecydowanym, o sporej wiedzy prawniczej i doskonałym rozeznaniu w przepisach – takim go zapamiętam. Henryk Sałek dowiedział się o jego śmierci od kolegi.
– Łza mi się w oku zakręciła, bo dzień wcześniej mijaliśmy się samochodami, pozdrowiliśmy, i wcale nie było widać, że jest chory, że coś mu dolega.

„Padliśmy sobie w ramiona jak bracia”
Zapewne niewielu o tym wie, ale przyjacielem Walentego Płonki był również Mirosław Hermaszewski - pierwszy i jedyny, jak do tej pory, Polak, który odbył lot w kosmos.
– Czuję się tak, jakby mi ktoś najbliższy umarł – bierze głęboki oddech. – A tyle wspólnych planów mieliśmy – wzdycha. – Na koziołka w maju mieliśmy razem pojechać, we wrześniu miał być gościem na moich 70. urodzinach... – wylicza.
Poznali się 50 lat temu w lipcu na obozie szybowcowym w Oleśnicy, potem razem chodzili też do szkoły lotniczej w Dęblinie. – No i na wiele lat nasze drogi się rozeszły, a ponownie złączyły przez przypadek. Jako komendant szkoły musiałem dać pozwolenie na ślub swemu podchorążemu Cezaremu Wiatrakowi, żeniącemu się z niejaką Anną Płonką. Zapytałem, czy przypadkiem jego przyszły teść nie ma na imię Walek, a gdy okazało się, że tak, za parę miesięcy padliśmy sobie w ramiona jak bracia – generał wraca pamięcią.
Po raz ostatni widzieli się jakieś dwa tygodnie temu. Mirosław Hermaszewski „wpadał” do swego przyjaciela za każdym razem, gdy jechał do Wrocławia. – Robił doskonałe keksy, a kawałek jego kiełbasy z dzika do dziś u mnie wisi. Śmierć Walka to ogromna strata dla łowiectwa, a jeszcze większa dla rodziny, dla przyjaciół i kolegów myśliwych – zamyśla się człowiek, którego z Walentym Płonką połączyła pasja latania. – Ostatnio podjął decyzję, żeby znów zacząć latać i w Łodzi miał niebawem rozpocząć sezon. W ubiegłym roku już parę lotów wykonał – mówi pierwszy Polak w kosmosie, nie mogąc pogodzić się z tym, że teraz swego przyjaciela będzie mógł odwiedzać już tylko na cmentarzu.

Był zaangażowanym prezesem
Z zaskoczeniem i wielkim wzruszeniem wiadomość o śmierci kolegi prezesa przyjął Henryk Kluska, kierujący kołem łowieckim „Jeleń” w Sycowie i starszy Cechu.
– Wiele problemów wspólnie rozwiązaliśmy – przyznaje, za przykład podając introdukcję danieli. – Był zaangażowanym prezesem, prawdziwie zatroskanym o przyszłość łowiectwa. Dobrze układała nam się również współpraca na niwie rzemieślniczej, ponieważ przez wiele lat także należał do Cechu. Doskonałe wyroby jego zakładu, szczególnie torty, często miałem okazję zawozić do Wrocławia, gdzie, podczas wielu okolicznościowych imprez, były bardzo wysoko oceniane.

Wycieczki edukacyjne, kuligi, pieczenie kiełbasek
Współpracę z kołem „Hejnał” pod wodzą Walentego Płonki tak zapamiętała dyrektor Szkoły Podstawowej w Stradomi Wierzchniej Anna Kamińska:
– Towarzyszyła jej wspaniała atmosfera, poczucie humoru i wielkie plany na przyszłość. Szkoda, że nie będzie można w pełni zrealizować zaplanowanych działań, do których należy zaliczyć m.in. założenie szkolnego skalniaka. Wszystkim będzie brakować człowieka tak bardzo oddanego przyrodzie i ekologii, z którą nasza szkoła była i jest za pan brat – dodaje Anna Kamińska.
Placówka, którą kieruje od kilku lat zbiera np. karmę dla zwierząt na zimę. – W ramach wdzięczności Pan Płonka wraz z Panem Sałkiem organizowali dla naszych uczniów wycieczki edukacyjne do lasu, kuligi, spotkania przy ognisku z pieczeniem kiełbasek, a po zakończeniu VII Regionalnego Konkursu Przyrodniczo-Plastycznego koło „Hejnał” ufundowało nagrody książkowe dla dzieci. Walenty Płonka dysponował dużą wiedzą przyrodniczą, podsuwał ciekawe pomysły i był zawsze otwarty na współpracę z nami – podsumowuje dyrektor SP w Stradomi.

Żal i smutek
Internauci natomiast piszą:
„Szczere kondolencje dla najbliższych. Od 31 lat mieszkałam w Sycowie i wiele razy chodziło się do Płonki na lody i pyszne gofry. Zawsze miła obsługa i w ogóle nieraz człowiek sobie pogawędził z właścicielem (Monika)”;
„To był dobry, wspaniały człowiek. Żal i smutek... Najszczersze wyrazy współczucia Rodzinie (brs)”;
„To bardzo przykre. Był człowiekiem ciepłym i dobrym, Rodzinie i bliskim szczere wyrazy współczucia w tych trudnych chwilach. Cześć Jego pamięci (TeresaKT)”.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sycow.naszemiasto.pl Nasze Miasto