Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kandydat na burmistrza Sycowa Łukasz Kuźmicz był pierwszym w Sycowie beneficjentem środków unijnych. ROZMOWA

Beata Hadas-Haustein
Beata Hadas-Haustein
Z przedsiębiorcą z Bielawek w gminie Syców i społecznikiem, byłym radnym miejskim w Sycowie i obecnym kandydatem na burmistrza naszej gminy Łukaszem Kuźmiczem rozmawia Beata Samulska.

Opowiedz w kilku słowach o sobie.
Mam 42 lata, żonę Agnieszkę i trzy córki. Mieszkam w Bielawkach koło Sycowa. Urodziłem się w Sycowie, ale przez jakiś czas mieszkałem w Kaliszu z tej racji, że moja mama pracowała w tamtejszym Urzędzie Wojewódzkim. Mój tato pracował z kolei w spółdzielni ogrodniczej. W Kaliszu ukończyłem Liceum Ogólnokształcące. Potem przygodę rozpocząłem z Akademią Rolniczą we Wrocławiu. Mam wykształcenie wyższe rolnicze, specjalizowałem się ze szczegółowej uprawy roślin. Po dziadkach przejąłem liczące kilkanaście hektarów gospodarstwo rolne. Z Sycowem wiążę najwspanialsze wspomnienia. Tutaj poznałem moją przyszłą żonę, z którą wspólnie prowadzimy gospodarstwo liczące 80 hektarów, Poziomkę - sklep ze zdrową żywnością przy ulicy Kaliskiej w Sycowie oraz firmę zajmującą się pielęgnacją zieleni i architekturą krajobrazu.

Czy jesteś lokalnym patriotą i jak rozumiesz to pojęcie?
Mój patriotyzm postrzegam jako chęć współpracy z ludźmi. Lubię wyciągać rękę do ludzi, gdy widzę, że są w potrzebie, mają jakiś problem. Ale lokalny patriotyzm to również na przykład zakupy w osiedlowym sklepie, wymiana oleju u miejscowego mechanika.

Można zaryzykować taką tezę, że Syców jest miastem zamieszkałym przez ludzi napływowych i kolejne pokolenia udowadniają, że nie ma tutaj wspólnoty. Ludzie bardzo różnią się między sobą, odnosi się wrażenie, że nie mają potrzeby budowania więzi. Czy i Ty dostrzegasz ten problem?
Myślę, że jest to bolączka całego naszego regionu, całego Dolnego Śląska. Obserwuję problem z tożsamością kulturową. Dolny Śląsk jest takim tyglem kulturowym, w którym wymieszał się świat Wschodu ze światem Zachodu. Myślę jednak, że dobra jest ta ta różnorodność. Zawsze mnie intrygowało, ile w danym zjawisku kulturowym na Dolnym Śląsku jest tradycji Niemiec, a ile tradycji ze Wschodu. Bywam w różnych miejscach w naszym regionie, np. koło Legnicy, czy w regionie Doliny Baryczy, i czasem mam wrażenie, że niektórzy ludzie żyją tak, jakby wpadli tu na chwilę, jakby Niemcy dopiero co wyszli z domów, uciekając przed frontem rosyjskim, i pozostawiali otwarte stodoły. Czas w niektórych miejscach zatrzymał się, te stodoły są nadal otwarte jak po wojnie, a Polacy tam mieszkający jakby nie utożsamiali się z tym terenem.

Nawiązując do Doliny Baryczy – jesteś społecznikiem i aktywistą współpracującym z różnymi organizacjami.
Przede wszystkim zajmuję się gospodarstwem. Gospodaruję na 80 hektarach. Prowadzę produkcję roślinną i sadowniczą. Prowadzimy z małżonką sklep, w którym można kupić nasze lokalne produkty, np. mrożonki ze Ślizowa, miody. Współpracując z Fundacją Ekorozwoju z Wrocławia współtworzyłem projekt Drogi do Natury. W ramach tego projektu robiliśmy inwentaryzację starych alei, także w gminach Syców, Twardogóra, Odolanów i Przygodzice oraz w kilkudziesięciu innych gminach w Polsce. Nie jestem członkiem Fundacji, ale współpracownikiem, doradcą – od strony technicznej. Z Fundacją działa też wielu naukowców. Sam kiedyś otworzyłem przewód doktorski na temat uprawy kukurydzy. W ramach projektu inicjowaliśmy nowe nasadzenia, np. przy współpracy z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad obsadziliśmy tysiącem drzew starą ósemkę. Tym sposobem tworzy się korytarze ekologiczne dla pewnych gatunków zwierząt.

Jesteś proekologiczny?
W swoim gospodarstwie mam część produkcji ekologicznej. Płodozmian jest różny. Ostatnio hodowałem żyto. Taka produkcja jest bardzo trudna. Na naszym terenie rolnictwo jest dość intensywne. W przypadku niechronienia jakiejś uprawy, presja patogenów jest tak duża, że trudno sobie z tym poradzić. Rynek produktów ekologicznych jest biedny, nikt nie chce takich produktów kupować. Nie ma firm, które produkują taką żywność. Sporo takich produktów przyjeżdża z Niemiec i Czech. Trudna jest zbywalność tych produktów, gdyż wymagają one masę certyfikatów. Nikt nie jest niestety zainteresowany mniejszymi ilościami, a na lokalnym rynku sprzedać ekologiczny produkt jest bardzo ciężko. Może w przyszłości to się zmieni? W naszej gminie tego typu gospodarstw jest mało, a i czynnych rolników jest już niewielu. Następuje wymiana pokoleń, młodzi nie prowadzą już tradycyjnych małych gospodarstw, a jedynie duże, świetnie wyposażone w nowoczesny sprzęt.

Czy jesteś aktywnym członkiem PSL-u? Utożsamiasz się z polityką tej partii? Światopoglądowo jest Ci bliska?
Nie interesuje mnie wielka polityka na poziomie ogólnopolskim. Nie oglądam telewizji, wolę czytać książki. Jeśli już należę do tej partii, to z tej racji, że jestem rolnikiem, prowadzę gospodarstwo, a PSL utożsamia się z rolnikiem, ma chronić interes wsi i rolnictwa. Jestem liberałem, który ceni sobie wolny rynek. Pamiętam czasy, kiedy towar był reglamentowany, a kupowało się to, co akurat rzucili na sklep. Nie było kiedyś wolnego wyboru.

Czy masz wizję Sycowa, jaki jest Twój program wyborczy? Co Cię skłoniło do kandydowania na stanowisko burmistrza?
Mam marzenia związane z moją gminą, wiem, w jakim mieście chciałbym żyć. Marzy mi się, by gmina była proekologiczna, by można było zimą, wieczorem spacerować po osiedlu bez maski, żeby park piękniał, żeby przez rynek nie było wstyd przejść, bo aktualnie to jest jakaś katastrofa. Marzy mi się, by do szkół wróciła normalność. Mam dzieci w wieku szkolnym i widzę to, co się tam dzieje – przepychanki, które nikomu do niczego nie są potrzebne, a które niczego nie budują, tylko rujnują – m.in. atmosferę, dobry klimat, potrzebne naszym dzieciom w wychowaniu. Dziwne jest to, że w jednej szkole nie są tworzone pewne klasy, w innej tych klas jest za dużo. Przecież można to do jakiejś normalności doprowadzić. Od roku toczą się jakieś kłótnie o dzieci. Mamy trzy podstawówki, zadaniem gminy jest utrzymać je tak, by nauczyciele mieli pracę, szkoły się rozwijały, a rodzice byli zadowoleni. Oczywiście, że sytuacja w naszych szkołach jest efektem polityki odgórnej, to było kukułcze jajo podrzucone samorządom przez państwo. Trzeba jednak otwarcie powiedzieć, że nasz samorząd sobie z tą reformą nie poradził. Bywałem na spotkaniach przed nowym podziałem szkół. To była niepotrzebna jatka. Było to zepchnięcie tematu na poziom rodziców i „róbta, co chceta”.

Nie sądzisz, że Sławomir Kapica próbował konsultować ten temat z rodzicami, nie podejmując autorytarnie decyzji o podziale szkół? Czy Twoim zdaniem lepsze by było podjęcie decyzji o podziale za plecami rodziców i nauczycieli?
Każda decyzja powoduje jakiś skutek. Musimy rozważyć dwie strony: aspekt rodziców i aspekt nauczycieli. Jeśli zakładamy, że dzieci nam się w dwóch szkołach nie pomieszczą i musimy mieć w Sycowie trzy szkoły, to trzeba uczynić wszystko, by one funkcjonowały. Oczywiście rodzice powinni mieć wybór, do której szkoły dzieci posyłać. Nie możemy jednak podcinać gałęzi, na której siedzimy. Przecież to wygląda tak, jakby jedna szkoła miała iść do likwidacji. Za kilka lat pojawiłby się problem – gdy dzieci przybędzie. Dobrze, że rodzice mogli się wypowiedzieć, jednak trzeba było podjąć konkretną decyzję i o niej poinformować rodziców, a nie spychać na nich decyzji o ilości czy jakości szkół, bez przedstawienia konsekwencji w dłuższej perspektywie. Marzy mi się niezakorkowany Syców. Musimy zmierzyć się najpierw koncepcyjnie z śródmiejską obwodnicą miasta. Trzeba przemyśleć, którędy miałaby przebiegać. Czy pomysł trasy Nowy Dwór – Matejki – oczyszczalnia ścieków – Kaliska – Szosa Kępińska byłby dobry? Nie ma rzeczy niemożliwych. Do tego tematu obowiązkowo trzeba będzie podejść, bo zmusi nas do tego sytuacja. W piątek o godzinie 16 stajesz w korku na ulicy Kolejowej, to na Kaliskiej jesteś o 16.40. To nie jest ruch zewnętrzny. Marzą mi się przynajmniej dwa ronda w mieście, ścieżki rowerowe przy nowo projektowanych drogach. Jeśli będziemy ten problem spychać na kolejne lata, to nigdy tego nie rozwiążemy. Wiadomo, że to jest proces. Trzeba rozpocząć od koncepcji. Potem podejść do projektowania. Trzeba szukać sojuszników, np. Zarząd Dróg Powiatowych czy DSDiK. Jestem zdania, że trzeba zapukać do każdych drzwi, rozmawiać z każdym, kto posiada możliwości. Dlaczego? To wiem z własnego doświadczenia. Pierwsze środki unijne, jakie zacząłem pozyskiwać, pochodziły z przedakcesyjnego programu SAPARD dla rolnictwa. Wujek Google nie podpowiadał żadnych rozwiązań, nie było u nas żadnych doświadczeń, bo nikt takich środków w Sycowie nie pozyskiwał. Na moje entuzjastyczne hasło, że będzie kasa z Unii Europejskiej, rozsypie się dla Polaków worek z pieniędzmi, z którego można będzie czerpać dla rozwoju, każdy przywoływał historyjki z kaktusem i czołgiem. Nikt nie wierzył, że to jest możliwe. A ja wierzyłem, mało tego – zacząłem w tym kierunku pracować. Wchodziłem drzwiami, wyrzucali mnie, więc wchodziłem oknem. To są pieniądze dla wytrwałych. Tak maglowałem temat, że w końcu pozyskałem pierwsze środki. To było około 50 tys. zł. Po akcesji do Unii Europejskiej byłem już w temacie i zacząłem sięgać po środki w ramach Sektorowego Programu Operacyjnego „Restrukturyzacja i modernizacja sektora żywnościowego oraz rozwój obszarów wiejskich 2004-2006”. Wnioski pisałem z żoną, przy wsparciu sycowskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Pamiętam, jak wspólnie rozgryzaliśmy instrukcję i metodologię wypełniania wniosków, które były co rusz odsyłane do poprawki z powodu niuansów. To jednak nas nie zniechęcało. Kolejny wniosek poszedł o środki z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, potem z różnicowania w kierunku działalności nierolniczej, przywracania potencjału. Aktualnie złożyliśmy kolejny, szósty wniosek złożony w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Mamy szansę na uzyskanie środków, gdyż jesteśmy na wysokiej pozycji na liście rankingowej. W Dolinie Baryczy założyliśmy grupę producencką, która również złożyła wniosek o dofinansowanie projektu na budowę obiektów przechowalniczych pod produkcję sadowniczą. Uzyskaliśmy 70-procentową dotację na realizację tego zadania.

Jako dobry gospodarz wytrwale walczysz o rozwój.
Środki zewnętrzne są dla wytrwałych, są do wzięcia. Da się, wystarczy chcieć, być otwartym, mieć pomysły i atakować.

Czy masz hasło wyborcze?
Nie mam. Jest mnóstwo drobnych spraw, które chciałbym zwyczajnie wprowadzić w życie, naprawić. Do nich należy też na przykład kwestia uregulowania sprawy świniarni na Pawłówku. Chciałbym, by każdy mieszkaniec naszej gminy wychodził z urzędu zadowolony, bez względu na to, czy sprawę załatwił pozytywnie czy negatywnie. Ludzie muszą mieć poczucie, że urzędnik zrobił wszystko w jego sprawie.

Masz sposób na zdyscyplinowanie urzędników?
Personalnie nie mam do nikogo uwag. Raczej wszystkie sprawy w urzędzie udawało mi się do tej pory załatwić. Na pewno nie planuję rewolucji w urzędzie. Nie zamierzam zwalniać nikogo i wstawiać swoich, bo zwyczajnie nie szykuję żadnej ławki rezerwowej z osobami, które czekają na posady. Wydaje mi się, że poprawa jakości pracy urzędu to jest kwestia organizacji pracy, rozmowy. Nie rozumiem na przykład, dlaczego muszę kilka razy odwiedzać urząd przy załatwianiu jakiejś jednej sprawy. Przez pierwszych sto dni zamierzam przyglądać się pracy urzędników. Potem będę wyciągał wnioski – może gdzieś potrzeba ludzi, może brakuje sprzętu, może są nadwyżki kadrowe.

A w przypadku takich sytuacji, jak porządek w mieście – jak Ty być reagował, gdybyś otrzymywał sygnały od mieszkańców, że firma nie wywiązuje się z obowiązków utrzymywania porządku?
Przez kilka lat moja firma zajmowała się pielęgnacją zieleni i infrastrukturą w mieście. Znam każdy zakątek, wszystkie bolączki, bo z tym miałem do czynienia. Znam drogi, tereny zielone, chodniki, wiem, kto nimi zarządza czy też utrzymuje. Wiem, jakie są problemy z infrastrukturą. To są szczegóły, którymi wydawałoby się burmistrz nie powinien się zajmować, jednak czasem ten Boży palec wskazujący jest potrzebny.

Ludzie mają chyba żal do aktualnego burmistrza, że za mało go było widać w mieście, wśród ludzi. Gdy król siedzi ciągle na tronie, nie kontroluje tego, co dzieje się niżej.
Mnie od siedzenia na tronie bolałaby tylko pewna część ciała (śmiech). Na pewno będę biegał i będzie mnie widać w mieście. Nie wyobrażam sobie nie zaglądać na tereny inwestycji, nawet tych najmniejszych. Pańskie oko konia tuczy. Większość rzeczy w moim gospodarstwie wykonuję sam. Jestem typem człowieka, który musi kontrolować wszystko. Wracając do marzeń – chciałbym zatroszczyć się o rozwój inicjatyw społecznych. Przy współpracy z Fundacją poznałem mnóstwo zaangażowanych ludzi i wszystkie projekty, których się podejmują, są skazane na sukces. Podoba mi się to, jak działają stowarzyszenia na przykład w małej gminie Międzybórz. Czasami brakuje niewiele, by takim ludziom pomóc. Może to być kilka groszy, może pomoc merytoryczna, dobre słowo, pomoc techniczna, np. przy organizowaniu imprez plenerowych. Wydaje mi się, że świetnym pomysłem byłoby założenie przez sycowianki jakiejś kobiecej organizacji, którą na pewno bym wsparł jako burmistrz. Takie organizacje są lepsze od dotacji unijnych, bo tam jest bardzo dużo kapitału ludzkiego, energii. Staram się z żoną angażować we wszystkie wydarzenia w gminie i wspierać organizację imprez czy inicjatywy. Sądzę, że władze gminy są od zaspokajania potrzeb takich organizacji od strony czysto technicznej. Energia inicjatorów społecznych powinna iść w kierunku działań merytorycznych, a nie na przykład przygotowywania terenu pod imprezę, sprzątania, wyręczania odpowiednich służb.

Jak wygląda Twój dzień jako gospodarza?

Różnie. Praca w gospodarstwie zależy od pory roku. Przyroda narzuca mi pewien rytm, tempo pracy. Czasem śpię mało. Lubię pracować. Całe życie pracowałem na siebie, nikt mnie nie kontrolował, nie miałem szefa, więc z efektów pracy muszę sam siebie rozliczać, dlatego nauczony jestem samokontroli. Jeśli popełnię błąd, ciężko za niego odpokutuję. Wszystko sam muszę wypracowywać. Gminę widziałbym również jako takie gospodarstwo, które stale trzeba doglądać i kontrolować. Sądzę, że nadawałbym się pod tym względem na stanowisko burmistrza. Ta samodyscyplina to jest już część mojego charakteru. Jako przedsiębiorca doskonale znam też potrzeby naszych rodzimych firm. Na pewno chciałbym zadbać o współpracę z lokalnym biznesem. Na terenie gminy mamy kilkaset firm. Możemy sobie marzyć o jakichś wielkich inwestorach, ale przede wszystkim powinniśmy zadbać o naszych ludzi. Skupmy się na naszych. Nie można obdzierać owieczek ze skóry. Owieczki się strzyże. Skoro to jest grupa społeczna, która do budżetu gminy wnosi najwięcej, to w interesie całej gminy jest, by żyło im się jak najlepiej. Chciałbym zorganizować małe forum gospodarcze, podczas którego można byłoby porozmawiać o uwagach do gminy, zgłosić problemy do rozwiązania, które utrudniają działalność. A mogą to być drobnostki, np. zmiana tonażu drogi, ustawienie jakiegoś znaku, wybudowanie dojazdu do jakiejś działki. Nie wyobrażam sobie, by z tymi ludźmi nie być na bieżąco. Burmistrz musi znać ich problemy i je sukcesywnie rozwiązywać.

Jakie masz hobby? Jesteś harleyowcem.
Uwielbiam motocykle. Harley to jest moja odskocznia. Uwielbiam czasem zamknąć się na parę minut w garażu i przykręcić jakąś śrubkę lub poczytać, jak naprawić jakąś usterkę. Albo usiąść na motor i się przejechać z żoną i dziećmi. Lubię też jeździć na nartach oraz wędrować po górach. Oczywiście z całą rodziną.

Jesteś człowiekiem bardzo rodzinnym.
Mam dużą rodzinę, trzy wspaniałe córki, wspierającą mnie żonę, także aktywną społecznie.

Czy masz już kandydata na swojego zastępcę? Mówi się, że miałby to być były burmistrz Sycowa Stanisław Czajka.
Nie mam żadnej kandydatury. Stanisław Czajka jest dyrektorem Departamentu Obszarów Wiejskich i Zasobów Naturalnych w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Dolnośląskiego i wiem, że tam czuje się świetnie, tam się realizuje. To jest absolutna plotka. Myślę, że czas pokaże, kto mógłby nim być. Zastępca musiałby otrzymać pewien zakres działań, którymi ja bym się bezpośrednio nie zajmował. Osobiście czułbym się najlepiej w inwestycjach.

Doświadczenie w samorządzie zdobywałeś jako radny.
Tak, byłem radnym miejskim za kadencji Stanisława Czajki. Wtedy zobaczyłem, jak skonstruowany jest budżet gminy, samorząd. Zagłębiałem się w ustawodawstwo związane z samorządem. Zdobyłem wtedy spore doświadczenie.

Jak odniesiesz się do kwestii kredytów zaciąganych przez gminę?
Bierzesz kredyty takie, na jakie cię stać, zawsze z dużą rezerwą, biorąc pod uwagę fakt, czy jesteś je w stanie spłacać. Z drugiej strony bez kredytu nie ma możliwości dynamicznego rozwoju. Jesteśmy zbyt biedną gminą, by zaoszczędzić i cokolwiek z tego zrobić. Bo albo inflacja zje te pieniądze, albo rozejdą się na jakieś bieżące potrzeby. Nie jestem zwolennikiem inwestowania bez wsparcia dodatkowych środków. Zatem jeśli mamy jakieś środki, to poszukajmy dodatkowych pieniędzy, by je pomnożyć i zrobić coś naprawdę konkretnego. Będę szedł w tym kierunku: pozyskiwania środków zewnętrznych. Osobiście jako przedsiębiorca monitoruję wszelkie projekty z dotacjami. Nie przepuszczam żadnej okazji dofinansowania inwestycji ze środków zewnętrznych. Tylko raz odpuściliśmy, gdy uznaliśmy, że inwestycja nie będzie dobra w danym momencie.

Czy Syców stać na budowę aquaparku?
Niestety nie. Koszt budowy takiego obiektu w Kępnie to 23 miliony złotych, a całość zamknie się prawdopodobnie w kwocie 30 milionów. To ponad połowa budżetu Sycowa. W takiej sytuacji warto pomyśleć o dofinansowaniu na przykład autobusu dla dzieci i młodzieży z naszego terenu i dowiezienie do Kępna, które przecież oddalone jest raptem o 14 km od Sycowa. Jest w mieście wiele rzeczy do zrobienia. Chciałbym na przykład, by miasto było bazą dla Wrocławia. Zadbajmy o infrastrukturę i zareklamujmy ten teren we Wrocławiu, by ściągnąć wrocławian do Sycowa. Mogą tu mieszkać, tam pracować. Mamy gigantyczne zaplecze sportowe i kulturalne. Na pewno pomyślę o budowie brodzika. Teren nad zalewem wymaga dopieszczenia.

Czy nie jest tam potrzebny tam taki inwestor, jak w Kobylej Górze właściciel Drewnianej Chałupy?
W projekcie zagospodarowania tego terenu było przeznaczone miejsce na wybudowanie dużego obiektu hotelowo-gastronomicznego. Moim zadaniem jako gminy będzie zapewnienie infrastruktury w tym miejscu. Chciałbym, aby było tam pole namiotowe z prawdziwego zdarzenia. Przykładem jest dla mnie Campus Domasławice. Tam teren jest przepięknie zagospodarowany. Czasem niewiele potrzeba, by zadbać o wygląd naszych gminnych miejsc. Będę zabiegał też o przywrócenie połączenia kolejowego z Wrocławiem za pośrednictwem szynobusów. Syców to jest miejsce, w którym warto się osiedlić. Musimy się też z powiatem zastanowić, co dalej z budynkiem po komisariacie, żeby nie zaczął niszczeć i szpecić.

Gdybyś otrzymał propozycję przejęcia szpitala, zrobiłbyś to?
Trzeba by się zastanowić nad kosztami. Wiadomo, że sprawy kultury i zdrowia nie muszą przynosić nie wiadomo jakich zysków. Wiadomo, ze opieka długoterminowa będzie się rozwijać, jest na nią ogromne zapotrzebowanie. Warto się zastanowić, jestem w stanie zmierzyć się z takim problemem.

Twoje stanowisko wobec współpracy władzy świeckiej z kościołem katolickim.
Taką współpracę narzucają przepisy. Mamy w szkołach religię, możemy dofinansowywać renowację zabytków. Na tym się ta współpraca kończy. Jeśli jest społeczne zapotrzebowanie na współpracę mieszkańców z kościołem, to nie widzę przeszkód. Jestem osobą wierzącą, bywam w kościele, ale nie widzę potrzeby pokazywania się w świątyni jako władza. Zwykle widać mnie w ostatnich ławkach. Nasze sycowskie kościoły sobie świetnie radzą, mają możliwości pozyskiwania środków na remonty. Nie widzę specjalnej potrzeby, by do tej działalności dołączała się gmina.

Spotkałeś się z kontrkandydatem Wojciechem Kocińskim...
Odbyliśmy konstruktywną, miłą rozmowę o starcie w wyborach. Cieszę się, że sycowianie mają wybór pomiędzy aż czterema kandydatami, szkoda tylko, że nie ma wśród nich kobiety. Osobiście mogę wszystkim kandydatom zagwarantować walkę fair. Jestem osobą otwartą, nie mam wrogów. Uważam, że w Sycowie nie powinno być rządów silnej ręki. Sądzę, że tutaj ludzi trzeba traktować po partnersku, współpracować ze wszystkimi. Uwielbiam słuchać ludzi.

Kogo masz na liście swoich kandydatów na radnych?
To Irena Pudłowska, Barbara Trokowicz, Artur Kulawiecki, Renata Struzik, Krzysztof Lentka, Krzysztof Ziemba, Leszek Wojtowicz, Sylwester Owoc.

Zdjęcia Beata Samulska. Artykuł ukazał się w wydaniu Gazety Sycowskiej z 19 września 2018 r., dostępnej w Bibliotece Publicznej w Sycowie oraz na stronie prasa24.pl.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto