Zmagała się z chorobą nowotworową. Zmarła 27 sierpnia w wieku 73 lat.
Najwięcej sycowian kojarzy ją z delikatesami „Non Stop”, które prowadziła przy ul. Jana Pawła II.
Kochała Syców
W tym roku minęło 57 lat, kiedy przyjechała do Sycowa na stałe. W 2009 r. była jedną z bohaterek naszego cyklu „Za co kocham Syców?”. Kiedy odwiedziliśmy ją wówczas w domu przekonywała nas, że najszybciej lata zaczynają uciekać po sześćdziesiątce.
Wozem konnym po ziemniaki
Urodziła się w Niemczech, dokąd jej mama została wywieziona na roboty. Jako czteroletnia dziewczynka wróciła z nią do Polski i zamieszkała w Klonie za Ostrzeszowem. Syców po raz pierwszy ujrzała oczami dziecka, kiedy to konnym wozem jechała wraz z rodziną po ziemniaki do Miłowic. – Takie wyprawy trwały dwa dni - wspominała. Pamiętała gruzy po zamku Bironów, w pamięci do końca miała również smak „sznek z glancem”, czyli drożdżówek z lukrem kupowanych w miejscowej piekarni. Już jako dziecko w duchu myślała sobie, że chciałaby zamieszkać w Sycowie. Jej marzenia spełniły się w wieku 16 lat, kiedy to przyjechała do tego miasta za chlebem.
Pierwsza praca
Pierwszą pracę podjęła w Państwowym Gospodarstwie Ogrodniczym, które dało jej prawdziwą szkołę życia. Dostała pokój w hotelu oraz wyżywienie, zarabiała dobrze, bo nawet 1200 zł na miesiąc. 1,5 roku później znalazła zatrudnienie w kadrach GS-u, gdzie przepracowała aż 35 lat: jako kierownik obrotu, referent czy szefowa kadr. Delikatesy, już na własny rachunek, prowadziła prawie 23 lata.
Nie wszystko było złe
Pani Wandzia zawsze z rozrzewnieniem powracała do dawnych czasów. Najchętniej do 1965 r., kiedy Syców rywalizował z Oleśnicą w Telewizyjnym Turnieju Miast, oraz do 1976 r., gdy zdobywał tytuł Krajowego Mistrza Gospodarności". – Jak była w tamtym okresie na wczasach, to ludzie z całej Polski wypytywali mnie o Syców. Opowiadałam im o swoim mieście i byłam dumna, że w nim mieszkam – pani Wandzia mówiła ze łzami w oczach. Niezwykle mile wspominała również pochody pierwszomajowe, nierozerwalnie związane z potańcówkami w tutejszym parku. – Człowiek zawsze kupował jakąś nową kieckę, dostawał z zakładu premię, szedł w barwnym pochodzie, po którym nie wracało się do domu, tylko prosto na zabawę. Nie wszystko, co komunistyczne, było przecież złe – uśmiechała się. Poważniała na chwilę, gdy prosiliśmy ją o porównanie dwóch pokoleń, jej i obecnego. – Teraz ludzie są jakby bardziej zamknięci w sobie, nie ma w nich tej ogromnej porcji entuzjazmu, który towarzyszył mojemu pokoleniu – nie miała wątpliwości.
Choć nigdy nie mogła pogodzić się z tym, że Syców przestał być powiatem, to nie wyobrażała sobie życia poza jej ukochanym miastem. Nie kryła, że czuła się spełniona. Była dumna z tego, że do wszystkiego doszła sama i nigdy nie zaznała biedy.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?