Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Alternatywa nie istnieje [wywiad]

Redakcja
Breath And Miracle w sobotę zagra na Niepokornych Juwenaliach, a nam opowiada o inspiracjach, pierwszym oddechu i sile przebicia.

Kuba Jaźwiecki - wokal, Jacek Głowacki - gitara, Mateusz Twarożek - bas, Przemek Patla - perkusja i Mateusz Dyrda**- kalwisze, czyli po prostu Breath And Miracle. Młody krakowski zespół z ambicjami wystąpi jutro na scenie pod Żaczkiem. Grają po prostu rocka, nasyconego emocjami, z amerykańskim feelingiem. Jak sami przyznają, ich muzyka podoba się przede wszystkim kobietom, ale także niektórym wrażliwym mężczyznom. Nie narzekają na brak fanek, ale na brak czasu potrzebnego do ich poznania.

Na swoim koncie mają koncerty w całej Polsce, a w Krakowie można ich było usłyszeć m.in. w finale DachOFFki, na Przeglądzie Kapel Studenckich (czyli PKSie), czy w klubie Lizard King w ramach Sceny Muzzo. Zagrali też na Niepokornych, obok islandzkiej kapeli post-rockowej Immanu El oraz w Ostrzeszowie, z moskiewską grupą Everything Is Made In China. Ich utwory "Veins", "Satelites" i "The first daughter" grane były na antenie Programu Trzeciego Polskiego Radia oraz Radia Kraków , AntyRadia i Radia Opole.

Co kryje się za waszą nazwą?

Mateusz: Kiedy rodzi się dziecko i lekarz daje mu klapsa, to wtedy dziecko robi pierwszy oddech i to jest cud, więc my jesteśmy takim właśnie Breath And Miracle.

Kuba: Ten oddech to ogromne szczęście i cud. W swoich tekstach chcemy się skupiać na przekazywaniu radości z takich wyjątkowych chwil.

Jesteście polskim zespołem, więc dlaczego śpiewacie głównie po angielsku?
Przemek: Ktoś kto dobrze zagłębi się w naszą muzykę, posłucha nas na koncertach, zauważy, że Kuba zdecydowanie lepiej brzmi w języku angielskim, niż polskim. To może być właśnie jeden z głównych powodów.

Kuba: To nie do końca prawda. Po pierwsze, do muzyki, którą gramy język angielski znacznie bardziej pasuje przez swoje brzmienie czy fonetykę. Po drugie, w języku angielskim znacznie prościej jest budować metafory, przekazywać emocje, myśli, bo język angielski jest  zbudowany ze znacznie mniejszej ilości słów. Kiedy pisze się tekst po polsku, łatwo przejść od  banału w patos, a nie można popadać w takie ekstrema. Poza tym, pisanie po polsku jest cholernie trudne, ale podejmujemy się tego.

Przemek: Angielski jest językiem matematycznym, a przede wszystkim rytmicznym i bardzo dobrze pasuje do prostej muzyki rockowej. Dlatego wykonawcy z wielu krajów na świecie, nie tylko z Polski śpiewają po angielsku, mimo że mają swoje języki narodowe. Mówimy ciągle oczywiście o muzyce rockowej, bo jakbyśmy mówili o poezji śpiewanej, to tutaj rzeczywiście angielski nie byłby najlepszym wyborem. Polski jest dużo piękniejszym językiem.

Mateusz: Najbardziej zależy nam na tym, żeby ludzie się wsłuchali w nasze utwory i je zrozumieli, a jeśli śpiewasz po polsku, to jednak dajesz im pewną łatwość. Jeśli chcesz zrozumieć naszą muzykę, musisz sobie tekst przetłumaczyć, wkładasz w to trochę pracy.

Przemek: A spójrzmy na to z tej strony: mimo wszystko młodzi ludzie lepiej utożsamiają się z zespołami, które śpiewają po polsku, czyli nie do końca jednak potrzebują tego żeby właśnie się zagłębić. Wolą prosty przekaz. Mimo to, my nie idziemy na łatwiznę.

Mateusz: Myślę, że gramy dla ludzi, którzy słuchają ambitnej muzyki, a niekoniecznie potrafią się tylko nawalić i pośpiewać "Hura hura, dzisiaj matura".

Kto w zespole zajmuje się aranżacją i tekstami?

Przemek: Zdecydowanie Kuba. Mówiąc terminologią peerelowską, on jest u nas dyrektorem do spraw artystycznych, czyli dba o teksty i muzykę. W 80 procentach to, co słyszymy na koncertach, nie mówiąc o wykonaniu, tylko o treści, jest dziełem Kuby. Każdy z nas ma swój wkład, ale zdecydowanie należy się tutaj Kubie, mówiąc młodzieżowo, największy szacun. To jest przede wszystkim jego dzieło.

Wielu twórców mówi, że najlepsze pomysły wpadają im do głowy w toalecie. W twoim przypadku też tak jest?

Kuba: Muzyka rodzi się w różnych miejscach, wiele motywów powstaje właśnie w toalecie czy łazience.

Przemek: I tu powiem anegdotę: gitarzyści zespołu Europe ćwiczyli swoje umiejętności właśnie w toalecie, mieli tam nawet przygotowane już gitary. Tak chciałem nawiązać do tego wymyślania w kiblu, za przeproszeniem.

Kuba: Dokładnie, wiele motywów muzycznych powstaje w kiblu, w wannie dlatego, że to są miejsca absolutnie intymne, chociaż dość specyficzne. Co do tekstów, jeszcze żadnego nie napisałem w dzień, przede wszystkim noc jest świetnym czasem do myślenia i tworzenia, do przelewania myśli na papier. Noc, cisza, świadomość, że nie ma nikogo obok, bo nie da się tworzyć w towarzystwie.

Przemek: Mamy w repertuarze spokojniejsze kawałki, które są nasycone emocjonami i na próbach wykonujemy je po ciemku. Gasimy światło i jest fantastyczny klimat i naprawdę, wbrew pozorom można wtedy wydobyć z utworu więcej.

Młodym zespołom często zarzuca się wtórność. Inspirujecie się innymi wykonawcami?
Kuba: Oczywiście, że tak. Uważam, że dzisiaj zostało stworzone już wszystko i nie wystarczy nawet być nieprzeciętnie uzdolnionym, żeby stworzyć coś nowego. Biorąc pod uwagę na przykład dużo wątków elektronicznych, które są jakąś rewolucją muzyczną, trzeba czerpać z wielu źródeł, które najbardziej pasują stanowi emocjonalnemu czy też preferencjom muzycznym. Trzeba to umiejętnie łączyć, dodając jak najwięcej od siebie. Grając jakieś dźwięki, czasami sobie uświadamiany, że już to gdzieś słyszeliśmy, ale nie da się tego uniknąć.

Przemek: Myślę, że w przypadku naszego zespołu, jak i większości, które się inspirują innymi, to wynika w sposób naturalny. Nie jest to po prostu zrzynanie, bo każdy podświadomie się inspiruje, przenosi jakiś motyw, a potem ktoś z zespołu mówi: no, ale słuchaj, to jest praktycznie identyczne jak coś, co wcześniej ktoś już zagrał. Wtedy uświadamiamy sobie, że rzeczywiście jest to podobne, choć nawet nie wszyscy znają ten drugi utwór.

Kuba: Kiedyś na przykład ktoś nie tyle zarzucał, co zwrócił mi uwagę, że słyszy podobieństwo naszego numeru do utworu Pink Floyd. Ja w życiu nie słuchałem Floydów jakoś bardzo namiętnie, znam same szlagiery, jeśli tak można nazwać ich utwory, a w przypadku utworu "Veins", naszego dość charakterystycznego numeru, pierwsze co usłyszałem z zewnętrznego źródła, to to, że to są Floydzi.

Przemek: Inspiracje wychodzą w sposób naturalny, choć trzeba zauważyć, że chociaż wydaje się, że już nic nie można zrobić nowego, są zespoły współczesne, które jednak maja pierwiastek tego nowatorstwa. Akurat pierwsze co mi się nasuwa, to System Of A Down, zespół który na pewno inspirował się Metallicą i podobnymi zespołami i ma naprawdę ten pierwiastek nowatorstwa.


W który nurt muzyki się wpisujecie?
Przemek: W Polsce trudno jest ocenić. My to nazwaliśmy rockiem alternatywnym, ale nie wiem, czy to jest w ogóle precyzyjne określenie

Kuba: Ale co jest dzisiaj alternatywą?

No właśnie, co dla was znaczy "alternatywa"?

Przemek: Wydaje mi się, że w Polsce to, co my gramy jest właśnie alternatywne. Jesteśmy inni, niż większość zespołów, które wykonują muzykę rockową, natomiast podejrzewam, że w USA nasza muzyka byłaby uważana za mniej oryginalną niż tutaj.

Czyli jesteście kapelą, która gra rocka alternatywnego, tak?

Przemek: Może po prostu powiedzmy, że rocka.

Mateusz: Nie możemy się pod tym całkowicie podpisywać, bo rock alternatywny każdy może inaczej rozumieć. Dla niektórych to będzie wszechobecne screamo, dla innych jest to muzyka elektroniczna z połączeniem gitar. Spojrzenie na alternatywę jest bardzo indywidualne.

A wy czujecie się alternatywni?
Kuba: Ni ch***. Alternatywa, tłumacząc dosłownie, to jest coś innego. Są stacje radiowe, w których przez całą dobę lecą utwory tzw. alternatywne, więc gdzie tu jest alternatywa? W tym wypadku jest nią ten mainstream. Nie istnieje alternatywa. Na dziś, to jest po prostu to, czego nie ma w RMF, MTV Radiu Zet itd.

Przemek: Dokładnie, pasujemy do tego, to co jest uważane za alternatywę, ale samo określenie jest trochę bezsensowne.

Mateusz: Tak naprawdę, w świecie nienormalności, gdy jesteś normalny, to ta normalność staje się nienormalnością.

Ostatnio bardzo dużo gracie. Byliście na Przeglądzie Kapel Studenckich, w finale DachOFFki i na Niepokorni, a przed wami Juwenalia.

Kuba: Koncerty są czymś, do czego każdy zespół zmierza, co wszyscy muzycy kochają najbardziej. Tworzymy dla ludzi, dla świadomości, że to, co tworzymy ma sens, że jest odbierane przez kogoś w sposób znaczący, że to jest dla odbiorców i daje jakieś wartości. Dlatego staramy się grać jak najwięcej koncertów, choć nie jest z tym najłatwiej.

Ciężko jest się przebić, jako młodej kapeli?

Kuba: Oczywiście, przecież wszyscy o tym wiedzą.

Mateusz: Niestety przebicie się to jest bardzo duża dawka znajomości. To największy czynnik tego, że ktoś cię rozpoznaje, że grają cię w radiu, że o tobie mówią. Popularnym i zauważonym możesz zostać właśnie dzięki znajomościom i mediom, które dziś kształtują gusta. Jeśli jesteś puszczany w jakimś stacji przez 24 godziny na dobę, to słuchacz wcześniej, czy później stwierdzi, że to dobry kawałek, bo go radio ciągle gra. Raczej to jest kwestia przebicia.

Kuba: Tak, za tym stoi głównie siła mediów. Mają moc, która potrafi w jednej chwili zrobić z człowieka skończonego bydlaka, ale także zrobić bohatera z kogoś mało wartościowego, dosłownie dzień po dniu. Jestem pewien, że media są ukierunkowane konkretnie, że wyciągają tylko te cechy osobowości, zespołu, które im w danej chwili najbardziej pasują. Wystarczy chwila, chęć decyzyjnych jednostek, by zmienić front. Tak poza tym, to trzeba tworzyć dobrą muzykę, bo jeśli pominie się ten wątek i będzie się tylko popularnym, bo media tak chcą, to kompletnie nie ma sensu.

Ale przecież jest mnóstwo kapel, które graja dobrą muzykę, a siedzą dalej w garażu.
Kuba: Bo też trzeba mieć też cholerne szczęście i być w odpowiednim miejscu.

Mateusz: I walczyć o swoje, wkręcać się na koncerty. To ma ogromne znaczenie. Jeśli ktoś będzie siedział w tym garażu, choćby nie wiem, co tam fantastycznego robił, ale nie działał bardziej w tym kierunku, to nie osiągnie niczego.

A wy czujecie, że wyszliście już z tego garażu?

Przemek: Myślę, że jesteśmy jeszcze w garażu, ale już bramę mamy otwartą.

Kuba: Póki co, jesteśmy raczej w piwnicy (w niej mamy swoją salę prób), ale można powiedzieć, że widać strumień światła


Na Juwenaliowych Niepokornych zagrają artyści, którzy gościli w klubie Żaczek w ramach Niepokornych, cyklu z muzyką alternatywną. Na scenie pojawi się sześć kapel: dwie gwiazdy polskiej sceny (Czesław Śpiewa i Pustki), trzy studenckie grupy, które dopiero zaczynają na dobre przygodę z muzyką, ale już widać, że mają duży potencjał (Iowa Super Soccer, 3Moonboys i Let The Boy Decide) oraz młoda kapela z Krakowa - Breath and Miracle.

Przed rokiem i dwa lata temu na koncercie z muzyką alternatywną zjawiło się grubo ponad 1000 osób. Jak będzie w tym roku? Dowiemy się 8 maja. Tym razem podczas sobotniej imprezy pojawi się indie rock, alt country, elektronika, post rock a nawet kabaret. Będzie różnorodnie, międzynarodowo i ze studentami w składzie - to w końcu święto żaków, więc powinni mieć okazję zaprezentować się na tej imprezie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto