Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Anioły z Bukowiny

Beata Samulska
Dawid Samulski
Po raz pierwszy mali kolędnicy z Bukowiny Sycowskiej odwiedzili okoliczne domy w 1998 roku.

Tradycję zainicjowała i podtrzymywała przez następne siedem lat Irena Mycka. - Spotykaliśmy się w sali przy parafii - opowiada. - Przychodziły dzieci z całej wioski, a i moje, jak były małe, szły kolędować. Uszyłam stroje i baranka, zrobiliśmy szopkę i tak wędrowaliśmy od domu do domu. Ludzie chętnie nas przyjmowali. Kiedy dzieci wyrosły, nie było komu chodzić i nastała przerwa. W tym roku postanowiliśmy wrócić do tradycji. Tym razem z dziećmi kolędowała moja dorosła córka, a od wsi do wsi wiozły Elżbieta Nowak i Małgorzata Wróblewska z mężem. Potrzebni są dorośli, bo kilka lat temu w Międzyborzu kolędnikom chciała wtłuc tamtejsza młodzież.

Pani Irena pochodzi z Kielecczyzny. Tam, w Skorzeszycach, w latach sześćdziesiątych, po raz pierwszy widziała kolędników. Ale nie byle jakich, bo to byli sami ułani. - Chodzili całą zgrają - śmieje się opowiadając. - Było ich dwunastu, a wśród nich Anioł, Śmierć, Diabeł, Herod i pastuszkowie. Jak tacy zastukali w Wigilię do drzwi, to potem zabawa była murowana. Ubrani w żołnierskie mundury i buty kawaleryjskie z ostrogami, zaopatrzeni w prawdziwe szable, budzili podziw i zgrozę jednocześnie. Oczywiście nosili stroje, bo to byli przebierańcy. Robili piorunujące wrażenie. Do domu pierwszy wchodził Anioł i zwiastował nowinę. Po nim w czerwonym stroju Herod i jego żołnierze wywijający szablami oraz królowie w błyszczących koronach. Po podwórku biegał zwykle psotny Diabeł i Dziad. Oj, co oni szkód czasem narobili. A to drabinę na dach wrzucili, a to poprzewracali, co bądź, a to ściany pobrudzili, a to do studni coś powrzucali. Niektórzy nie wpuszczali ułanów do swoich domów właśnie przez tego Diabła. Kiedy w domu były panny lub kawalerowie, otaczali ich i śpiewali im pieśni biesiadne. A jakie mieli głosy donośne i czyste! Potem podchodzili do każdego i śpiewali kolędy. Robili prawdziwe, półgodzinne widowisko, za które ludzie sowicie ich wynagradzali.

Do koszyków trafiały potrawy i placki, a do puszki pieniądze. Potem ułani organizowali za te wyśpiewane fundusze fantastyczne potańcówki dla tych, którzy wpuścili ich do swoich domów. Bawiliśmy się z nimi co tydzień aż do końca karnawału. To były czasy - wzdycha pani Irena. - Chodzili też tak zwani kolędnicy z szopką. To zwykle były dzieci pod opieką kogoś dorosłego. Były równie pięknie poprzebierane i równie pięknie śpiewały kolędy. Zdaje się, że do dziś po kieleckich wsiach wędrują mali kolędnicy, którzy pieniądze zbierają zwykle na cele charytatywne.

Dzieci z Bukowiny w roku 1998 niosły szopkę, potem pani Irena uszyła stroje dla Maryi i Józefa, którzy nieśli lalkę, czyli Jezusa. Mali aktorzy skrzyknęli się w tamtym roku podczas rorat w kościele a uczyli się swych ról w salce przy parafii. W tej samej, w której swoje próby ma od ubiegłego roku założona przez panią Irenę wielopokoleniowa grupa śpiewacza. Wspierał ich ksiądz proboszcz Paweł Doruch. Kolędnicy zwykle wchodzili z kolędą "Przybieżeli do Betlejem", potem śpiewali: "Józefie, stajenki nie szukaj, i do gospody nie pukaj, z Maryją do nas wejdź. Przynieście ze sobą dziecinę, jest miejsce w naszej rodzinie". - Wszędzie ludzie przyjmowali nas z otwartymi ramionami - opowiada Agatka Nowak. - Tylko w Królewskiej Woli zdarzyło się, że pewien pan nas wyrzucił i zadzwonił na policję. Potraktował nas jak przestępców - mówi ze smutkiem. - A przecież ani nie psociliśmy, ani nic złego nie mówiliśmy. Chcieliśmy tylko zaśpiewać kolędę.
Mimo to dzieci się nie zniechęciły. Kilkunastu małych kolędników pokonało na nogach ponad 20 km, idąc też w mrozie, po śniegu, po kilka godzin dziennie. Swoją wędrówkę rozpoczęli w Wigilię, a zakończyli tuż przed sylwestrem. Odwiedzili kilkadziesiąt domów w Bukowinie Sycowskiej, Kamieniu, Królewskiej Woli, Goszczu, Oskiej Pile, Dziesławicach i Sycowie.

- Miłe jest to, że ludzie tak entuzjastycznie nas witali. Bywali tacy, co zatrzymywali swoje auta i robili nam zdjęcia - wspomina Aneta Bujak. - Uzbieraliśmy około 1700 zł, które podzieliliśmy po równo. Pieniądze przeznaczymy na własne cele. Do koszyka trafiały też owoce, słodycze i placki. Okazuje się, że w naszym regionie mieszka tak wiele życzliwych osób. Cieszymy się, że mogliśmy tych ludzi poznać. Piękne jest też to, że swoim kolędowaniem daliśmy ludziom wiele radości. Ich pozytywna reakcja jest dla nas bardzo cenna i motywuje nas do działania. - Za rok na pewno znów pójdziemy - zapewniają dzieci.
W grupie kolędniczej byli: Jakub Wójcik, Dominika Bujak, Karolina Cedro, Kasia Wróblewska, Aneta Bujak, Krystian Bujak, Elzbieta Zychla, Agatka Nowak, Marta Hamkało, Adaś Krasnopolski i Kacper Hamkało.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sycow.naszemiasto.pl Nasze Miasto