Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Basen w Sycowie przynosi straty. Są coraz większe, bo nie ma brodzika

Dawid Samulski

Skarżyliście się, że w czerwcu, kiedy żar lał się z nieba, basen miejski w Sycowie był zamknięty, więc zapytaliśmy o to dyrektora MOSiR-u Adama Hrehorowicza.

Okazuje się, że obiekt był nieczynny z dość prozaicznego, żeby nie powiedzieć banalnego, powodu. Jest nim brak obsady ratowników wodnych. Ci na co dzień pracują na krytych kąpieliskach i najczęściej podpisują umowy wyłącznie na sezon, od lipca do sierpnia.

Duża odpowiedzialność, małe zarobki
Ktoś powie, że za czasów słusznie minionych nasz basen był otwarty w czerwcu i jakoś obsada kadry ratowniczej nie stanowiła żadnego problemu. Trudno z tym argumentem polemizować, ale kiedyś ratowników było znacznie więcej, a w Sycowie bezpieczeństwa kąpiących się strzegli z reguły nauczyciele bądź strażacy. Od tego czasu wiele się zmieniło i dziś znacznie trudniej jest zdobyć uprawnienia ratownika wodnego, który dodatkowo musi zaliczyć Kurs Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy za 800 zł wydane z własnej kieszeni. Inna sprawa, że być ratownikiem przestaje się po prostu opłacać, bo odpowiedzialność ogromna, a wynagrodzenie skromne. Na więcej niż 3 tys. zł brutto żaden z ratowników na basenie w Sycowie nie ma co liczyć.

Fakty są niepokojące
Przy okazji dowiedzieliśmy się, że miesięczne utrzymanie naszego basenu kosztuje około 30 tys. zł. Ponieważ bilety są w cenie 8 zł i 5 zł (ulgowe), to wychodzi nam, że musiałyby się sprzedać w ilości około 4,5 tys. sztuk, aby obiekt wyszedł na zero. A dane z dwóch poprzednich sezonów nie napawają optymizmem. W 2017 r. wejściówek sprzedało się 4100, a w 2016 r. - 3800. Dzieląc te liczby przed dwa, wychodzi na to, że MOSiR w każdym miesiącu dokładał do basenu ponad 15 tys. zł. A teraz uwaga! W 2015 r. sprzedało się aż 10200 biletów i był to sezon dochodowy. Dlaczego teraz nie jest? Bo wówczas był brodzik, którego od dwóch lat już nie ma. Miejsce starego, betonowego, zajął gumowy, ale sanepid nakazał go zdemontować. Państwowa Inspekcja Sanitarna nigdzie nie wydaje zgody na funkcjonowanie tego typu gumowych basenów dla dzieci, więc idealnym rozwiązaniem wydaje się budowa nowego brodzika. – Z dotacji celowej wykonaliśmy już nawet projekt techniczny, więc jesteśmy gotowi na tę inwestycję, której koszt mógłby oscylować w granicach 600 tys. zł – tłumaczy szef MOSiR-u. No to dlaczego nie budujecie? – Bo nie mamy środków – rozkłada ręce Adam Hrehorowicz.

Cała sytuacja przypomina trochę smoka zjadającego własny ogon. Gmina nie wybuduje brodzika, bo nie ma kasy, ale i tak musi wykładać ją na pokrywanie strat MOSiR-u, które z roku na rok są większe przez to, że maluchy nie mają się gdzie pluskać. Bo nie ukrywajmy, to dzieci, a właściwie ich rodzice, zostawiają na basenie najwięcej pieniędzy i o takich klientów wszystkie kąpieliska w Polsce się biją. Tylko nie u nas... Nie brakuje głosów, że samorząd powinien w Sycowie wybudować krytą pływalnię. Sęk w tym, że wówczas dokładalibyśmy do niej nie 15 tys. zł, ale 150 tys. zł miesięcznie. Co najmniej. I wówczas ci, którzy dziś utyskują, że nie mamy krytego basenu, pierwsi by gminie wytykali marnotrawienie pieniędzy podatników. Prawda jest taka, że wszędzie w okolicy tego typu obiekty są na dużym minusie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto