Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dr Mazur: Bunt przedsiębiorców może oznaczać dramatyczny wzrost zakażeń koronawirusem. Rozmowa z ekspertem ds. chorób zakaźnych

Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Katarzyna Kapusta-Gruchlik
Przedsiębiorcom powoli puszczają nerwy. Mają dość zamknięcia. Dla właścicieli między innymi stoków narciarskich i restauracji to najgorszy czas. Czy samowolne otwieranie stoków, restauracji i burgerowni może przyczynić się do wzrostu zakażeń? Pytamy o to eksperta - dr. hab. n. med. Włodzimierza Mazura, śląskiego wojewódzkiego konsultanta ds. chorób zakaźnych.
  • Rozmowa z dr. hab. n. med. Włodzimierzem Mazurem, śląskim wojewódzkim konsultantem ds. chorób zakaźnych
  • Ekspert mówi o skutkach buntu restauratorów i przedsiębiorców, którzy otwierają swoje biznesy mimo lockdownu
  • "Kraje, które żyją z turystyki narciarskiej podjęły skoordynowane działania, żeby nie otwierać stoków, aby narciarze nie przemieszczali się między krajami"
  • Lekarz tłumaczy ogromne znacznie sprawnego systemu szczepień kolejnych grup wiekowych i kreśli prognozy rozwoju epidemii
  • "To jest węzeł gordyjski, tego nie da się łatwo rozwiązać. Niestety, nie ma dobrej odpowiedzi i dobrego scenariusza"

***

Czy otwarcie stoków narciarskich jest niebezpieczne pod względem zagrożenia epidemicznego?

Jak najbardziej. Otwarcie stoków narciarskich na chwilę obecną jest zabronione. Natomiast, jeżeli ktoś dokonuje pewnej samowoli i otwiera taki stok, postępuje wbrew obowiązującym przepisom. Problem zagrożenia dotyczy zarówno przebywania na tych stokach, a najbardziej może momentu, kiedy się stoi w kolejkach do wyciągu czy biletu. Tam dystansowania żadnego nie ma. Drugą ważną kwestią jest to, co się robi po zejściu ze stoku. Rozumiem, że w przypadku takich otwartych stoków, otwarte są również lokale, a w związku z tym spotkania i tam już żadnego zabezpieczania i dystansowania się nie ma. To zresztą było rozsadnikiem pandemii w zeszłym roku w lutym. Niektóre regiony austriackie w tym zakresie do dnia dzisiejszego mają z tego powodu problemy natury prawnej, bo stamtąd wirus zaczął się „rozwozić” po całej Europie. Ten problem nie dotyczy tylko nas. Nie mamy wielu stoków w Polsce, natomiast kraje, które żyją z turystyki narciarskiej, turystyki zimowej, podjęły skoordynowane działania, żeby nie otwierać stoków, aby narciarze nie przemieszczali się między krajami. Z tego wyłamały się tylko dwa kraje: Austria i Szwajcaria. Natomiast inne kraje: Włochy, Niemcy, Francja, Hiszpania podjęły takie skoordynowane działania zamykające stoki narciarskie właśnie w celu zapobiegania tego rodzaju rozprzestrzeniania się wirusa.

Czy pan, jako lekarz, rozumie desperację przedsiębiorców, którzy zdecydowali się na otwarcie biznesów mimo zakazu i obostrzeń?

To bardzo złożony problem. Osoby, które prowadzą jakąś działalność, mają na przykład restauracje czy działalność hotelarską, na pewno są osobami dotkniętymi ciężko przez całą tę sytuację. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nie tak dawno w Niemczech miały miejsce masowe protesty antypandemiczne, kwestionujące istnienie pandemii i sposób postępowania władz niemieckich między innymi. Obostrzenia te wynikały z masowego wzrostu zachorowań. Albo walczymy z pandemią, albo pozorujemy tę walkę. Niestety, to są drakońskie metody. Nasz kraj jeszcze dosyć łagodnie do tego podchodzi. Inne kraje podchodzą do kwestii lockdownu dużo bardziej restrykcyjnie. Zresztą w Wielkiej Brytanii pojawiło się 1400 zgonów dziennie, w Niemczech regularnie około tysiąca - to jest niebezpieczna sytuacja. Wiem, że to jest wybór mniejszego zła. To jest węzeł gordyjski, tego nie da się łatwo rozwiązać. Niestety, nie ma dobrej odpowiedzi i dobrego scenariusza. Rozumiemy tych ludzi, jak najbardziej. W naszym kraju ważne jest zdrowie całego społeczeństwa. Wszystkich grup, nie tylko tych, które mają taką czy inną formę działalności.

Czyli gdyby teraz nagle wszyscy się zbuntowali i zaczęli otwierać restauracje, stoki narciarskie, mielibyśmy ponowny wzrost zakażeń?

Byłby dramatyczny wzrost zakażeń. Wykładnikiem nasilenia tej pandemii jest liczba zgonów. Proszę zwrócić uwagę. My oscylujemy w granicach kilkuset dziennie. To nie są rzędy tysięcy, ale tego możemy się spodziewać. To grozi załamaniem się całego systemu zdrowia. Sytuacja jest na tyle skomplikowana, że grozi załamaniem opieki zdrowotnej. Ten bunt społeczny, albo bardziej bunt pewnych grup, może skutkować dramatycznym pogorszeniem sytuacji epidemicznej.

Kiedy osiągniemy taki najbezpieczniejszy moment, w którym będziemy mówić o znacznym wyszczepieniu społeczeństwa? Kiedy, mniej więcej, będzie można poluzować obostrzenia?

Tutaj nie ma żadnego dobrego punktu, który można by na chwilę obecną wskazać. To jest wypadkowa wielu niewiadomych. Trzeba wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia z sytuacją, w której rozpoczynamy akcję szczepień. Im więcej będzie osób zaszczepionych, tym bezpieczeństwo społeczne będzie większe. Na razie mamy wyszczepioną grupę „0” . Pracowników opieki zdrowotnej jest około miliona, na chwilę obecną mamy wyszczepionych poniżej 400 tysięcy. Także to wszystko jest w toku. Za chwilę ruszą następne grupy i to będą grupy najmniej czynne zawodowo, czyli seniorzy 80 i 70. Te grupy są najbardziej zagrożone. Wydaje mi się, że dopiero około połowy roku, kiedy liczba osób wyszczepionych będzie relatywnie wysoka - i biorąc pod uwagę te osoby, które przechorowały i mają też jakąś odporność – to może wówczas ta epidemia zacznie się wygaszać. Dobrym scenariuszem, odpowiednikiem, są symulacje, które niestety bardzo dobrze się sprawdzają. Mówię niestety, bo tam szacunki pokazywały, że liczba zgonów w Stanach Zjednoczonych do końca stycznia ma być w okolicy 400 tysięcy. Mamy 14 stycznia, a tam liczba tych zgonów zbliża się do 380 tysięcy. Dojdzie do 400 tysięcy jeszcze przed końcem stycznia. Są dwa scenariusze. Kiedy są rygorystyczne obostrzenia przestrzegane i te, kiedy będą zniesione. Przy tym rygorystycznym (rygorystycznym, podkreślam) te szacunki mówiły, że ta liczba może sięgnąć do początku kwietnia 550 tysięcy. Przy złym scenariuszu, gdy odblokuje się gospodarkę, to będzie około 600-700 tysięcy. Możemy tylko operować modelami matematycznymi, których założenia są zgodne. To jest odpowiedź na to, co może się zdarzyć. Być może mnie jest nieco łatwiej wypowiadać się w tej materii w kontekście restrykcyjnym, ponieważ nie prowadzę takiej działalności jak hotel czy gastronomia. Rozumiem tych ludzi, że mają dramatyczną sytuację, stąd ta pomoc i tarcze, które powinny być przede wszystkim do nich kierowane, bo oni zabezpieczają miejsca pracy. To jest bardzo trudna sytuacja.

Bądź na bieżąco i obserwuj

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sycow.naszemiasto.pl Nasze Miasto