Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miłość ci wszystko wypaczy

Błażej LIGOCKI
Marek H. jest niskim, łysiejącym grubaskiem. Nie ma majątku, ani wysokiej pozycji społecznej. Rozkochał jednak w sobie kilka kobiet w rozmaitych zakątkach Polski.

Marek H. jest niskim, łysiejącym grubaskiem. Nie ma majątku, ani wysokiej
pozycji społecznej. Rozkochał jednak w sobie kilka kobiet w rozmaitych zakątkach Polski.
Obiecywał im małżeństwo, a skończyło się niespłaconymi pożyczkami.

To miała być banalna sprawa. Do komisariatu policji w Poznaniu zgłosiła się Joanna Czerwińska. Powiedziała, że została oszukana przez mężczyznę, który pożyczył od niej pieniądze. Domagała się ścigania hochsztaplera. Złożyła także pisemne oświadczenie. Kobieta podała w nim nazwisko oszusta, a także adresy, pod którymi można go znaleźć. Zapewniała, że Marek H. wyłudził od niej 130 tysięcy złotych. Najważniejsze jednak były dwa ostatnie zdania tego pisma: „Przekonałam się również, że jest to typowy oszust matrymonialny na skalę ogólnopolską. Jestem obecnie świadoma, że mój przypadek nie jest odosobniony” - napisała Joanna.

Miała rację. Pokrzywdzone przez mężczyznę kobiety odnaleziono w Pile, Koninie, Krakowie i Warszawie. Wszystkie straciły nie tylko nadzieje na małżeństwo z Markiem H., ale także pożyczone mu pieniądze.

Kosztowny romans

Poznali się w grudniu 1999 roku. Połączyła ich oferta złożona przez Marka w poznańskim biurze matrymonialne. Joanna Czerwińska - wówczas 44-letnia bizneswomen - prowadziła duże gospodarstwo rolne w podpoznańskiej miejscowości. On był starszy o 5 lat. Marek starał się stworzyć wrażenie człowieka prowadzącego rozległe interesy. Szefował spółce mającej zajmować się handlem zagranicznym, a posługiwał się czarnymi wizytówkami ze srebrnymi literami. Romans trwał krótko. Coś nie zaiskrzyło między nimi. Nie zerwali jednak znajomości. Rzekomo nie były to już randki, a jedynie spotkania biznesowe. Tak przynajmniej twierdzi Joanna. Czy naprawdę? Po dwóch miesiącach znajomości Marek poprosił Czerwińską o pomoc. Potrzebował pieniędzy na rozwój swojej firmy. A ta się zgodziła. Za udział w późniejszych zyskach wysupłała - bagatela! - 50 tysięcy złotych. To było jednak mało. Po kilku tygodniach Marek H. znowu pilnie potrzebował gotówki. Tym razem Joanna dała mu 80 tysięcy. Było to 14 lutego, czyli w Walentynki. Nie wiadomo, czy aura dnia zakochanych wpłynęła na decyzję kobiety, ale faktem jest, że dała się naciągnąć.

- Po drugiej pożyczce nasze kontakty nie były już takie same - twierdzi Joanna.

Marek przestał odbierać telefony, nie miał czasu na spotkanie z nią. Wyraźnie unikał Czerwińskiej. W końcu kobieta kategorycznie zażądała zwrotu pieniędzy.

- Miałam się odczepić, bo jak nie, to mnie przemieli. Groził, że mam uważać na to, co robię, bo mam dziecko - opowiada Joanna Czerwińska.

Renata Żak z Piły także czytała ogłoszenia matrymonialne. Na swoje nieszczęście, bo w ten sposób poznała Marka.

- Mówił, że jest człowiekiem samotnym. Zapewniał, że szuka partnerki na resztę życia - wspomina kobieta.
Renata przyznaje, że myślała o stałym związku. Dlatego dała Markowi dwa tysiące na wynajęcie mieszkania w Poznaniu. Kolejne sumy były jeszcze większe. Renata straciła 10 tysięcy złotych. Nie to jednak zabolało ją najbardziej.

- Często pożyczałam mu swój samochód. A on jeździł nim do innych kobiet - denerwuje się.

Poznana przez telefon

Markowi H. pomagał nawet przypadek. Pewnego dnia na jego numer telefonu komórkowego ktoś wysłał SMS-a z życzeniami imieninowymi. Mężczyzna oddzwonił pod numer, który mu się wyświetlił. Odebrała młoda kobieta. 20-letnia wówczas studentka Uniwersytetu
Jagiellońskiego - Aneta Kujawa. Okazało się, że dziewczyna pomyliła cyferki w numerze i życzenia miał dostać ktoś inny. Rozmowa nie skończyła się jednak na wyjaśnieniu nieporozumienia. Później jeszcze kilka razy kontaktowali się ze sobą. W końcu doszło do spotkania. Aneta pojechała z Krakowa do Wrocławia. Umówili się na dworcu kolejowym. Po tym spotkaniu studentka zadurzyła się w dwukrotnie starszym mężczyźnie. Przez kilka miesięcy Marek nic nie wspominał o pieniądzach. Przyszedł jednak i na to czas. Aneta pożyczyła mu 3,5 tys. złotych. Był wtedy kwiecień 2001 roku. Miesiąc później odzyskała półtora tysiąca, ale była to tylko zasłona dymna Marka H. We wrześniu bowiem ponownie poprosił dziewczynę o wsparcie, a ta nie odmówiła. Tym razem wysupłała 2,5 tys. Jej miłość musiała być ślepa, bo Marek nie zwrócił jej ani grosza, a ona ponownie sięgnęła do portfela. Po pięćset złotych. Jeśli ktoś myśli, że młoda krakowianka więcej nie dała się naciągnąć, jest w grubym błędzie. Wyposażyła mężczyznę w telefon komórkowy. Dodatkowo wręczyła mu ładowarkę i... kartę SIM!!! A Marek chętnie stukał w klawiaturę aparatu. Przez niecały miesiąc wydzwonił na ponad 900 złotych. Na koniec pocztą odesłał Anecie aparat telefoniczny. Pocztą też otrzymała rachunek do zapłacenia.

Z Konina do Warszawy

Marek H. równocześnie spotykał się z innymi kobietami. Wśród nich była Zofia Cicha z Konina. Główna księgowa jednej z miejscowych firm. Połączyło ich ogłoszenie towarzyskie w telegazecie. Przez pół roku spotykali się, rozmawiali i planowali przyszłość. Marek starał się być szarmancki i uprzejmy. Pewnego dnia pożalił się, że ma kłopoty finansowe. Zofia nie chciała, aby jej mężczyzna chodził smutny i wsparła go tysiącem złotych. Po miesiącu kolejnymi trzema, a później jeszcze kilkoma setkami. Czego się bowiem nie robi dla ukochanego?! Problem w tym, że Markowi ciągle brakowało gotówki. Wpadł wtedy na prosty pomysł, jak temu zaradzić. Potrzebował tylko niewielkiej pomocy kobiety. Zaproponował jej założenie konta i wzięcie 30 tysięcy kredytu. I choć brzmi to nieprawdopodobnie Zofia zgodziła się. Nie wpadła w finansowe tarapaty tylko dlatego, że bankowcy odmówili jej pożyczki. Dopiero wtedy upomniała się o zwrot pieniędzy.

- Zaczął mi grozić. Spaleniem i przemielenie - wspomina Zofia. Nie miała pojęcia, że w tym samym czasie Marek spotykał się z pewną warszawianką. Koleżanką Zofii po fachu, bo też księgową. Patrycja Kulik nie była jednak naiwna jak jej poprzedniczki, choć Marek pewnie tak sądził, bo już po miesiącu znajomości zaczął ją namawiać na wzięcie kredytu. Tylko 50 tysięcy złotych. I oczywiście na jej nazwisko. Kobieta kategorycznie odmówiła, ale...

- Nie mam pretensji do Marka i nie czuję się przez niego oszukana - zapewnia 40-letnia Paulina.

One mnie kochały

Po powiadomieniu policji przez Joannę Czerwińska śledztwo wszczęła poznańska prokuratura. Marek H. został ujęty i tymczasowo aresztowany. A po kilku miesiącach oskarżony o oszustwa matrymonialne. Jeszcze w trakcie procesu reporter „Gazety Poznańskiej” odwiedził go w areszcie. Gdy Marek H. pojawił się w pokoju widzeń, małe zaskoczenie. Spodziewałem się wysokiego, dobrze zbudowanego faceta w typie macho. Tymczasem przede mną stanął niski, łysiejący mężczyzna o wyraźnie zaokrąglonym brzuszku. Z akt sprawy wiedziałem, że pochodzi z Zabrza, ale nie mówił z akcentem typowym dla Ślązaków. O kobietach opowiadał z uśmiechem na twarzy. Denerwował się tylko na wspomnienie żony.

- Zdradzała mnie - mówi przez zaciśnięte żeby. Skończyło się depresją i leczeniem. Po odzyskaniu formy Marek przyjechał do Poznania. Znał tutaj kilka osób, z którymi wcześniej prowadził interesy. Stolica Wielkopolski spodobała mu się na tyle, że postanowił zostać na stałe. Znudziła mu się też samotność. Zaczął poznawać kobiety.

- Pożyczałem od nich pieniądze, ale zamierzałem oddać. A że później zeznawały przeciwko mnie. Tak właśnie zachowują się kobiety zawiedzione - kwituje. I wylicza. Renata sama miała kłopoty finansowe, Zofia spotykała się z innymi mężczyznami, a o Joannie wyraża się jak najgorzej. - Poza pieniędzmi i opakowaniem niczego nie reprezentowała.
Jedynie o Anecie z Krakowa mówi z nostalgią w głosie.

- Czy to moja wina, że się we mnie zakochała. Miała nadzieje na małżeństwo po ukończeniu studiów - opowiada z wyraźną dumą, że młodsza o 20 lat kobieta zadurzyła się w nim.

Wyrok zapadł. Marek H. został uznany za winnego i skazany na więzienie. Większość z orzeczonej kary odsiedział jeszcze w trakcie śledztwa i procesu. Dlatego od razu wyszedł na wolność. Czy nadal będzie szukał kobiety swego życia?

- Ja nie potrafię być sam - stwierdza poprawiając kokieteryjnie okulary.

PS. Imiona i nazwiska wszystkich kobiet zostały zmienione

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto