Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nauczyciele ZSP nr 3 oskarżają dyrektora o zastraszanie i mobbing

Grzegorz Maliszewski
Uczniowie Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Bełchatowie zastanawiają się, kiedy wreszcie nadejdzie kres konfliktu nauczycieli z dyrektorem szkoły i nastaną spokojniejsze czasy
Uczniowie Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Bełchatowie zastanawiają się, kiedy wreszcie nadejdzie kres konfliktu nauczycieli z dyrektorem szkoły i nastaną spokojniejsze czasy fot. Grzegorz Maliszewski
Kiedy pytamy nauczycieli o atmosferę w szkole, to tylko ze zrezygnowaniem kręcą głowami. Konflikt w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 3 w Bełchatowie narasta i nic nie wskazuje na to, żeby miał się zakończyć.

Przeciwni dyrektorowi pracownicy nie kryją rozgoryczenia, że mimo opublikowanego listu otwartego przez dwa tygodnie nikt ze starostwa nie zechciał z nim porozmawiać i pomóc w rozwiązaniu konfliktu. Sytuacją w ZSP nr 3 oburzony jest przewodniczący rady rodziców. Krytykuje grono pedagogiczne za niszczenie autorytetu dyrektora i dobrego imienia szkoły. A co na to uczniowie? Wiekszość na razie konfliktu nie odczuwa, ale czy kłócący się pedagodzy nie tracą autorytetu?

Wobec zarzutów o bezpodstawne oskarżenia w liście i brak konkretów kilkunastu z nauczycieli opowiedziało naszemu reporterowi o praktykach stosowanych w szkole. Wszyscy poprosili o anonimowość, bojąc się odwetu.

- Jednym ze sposobów zastraszania jest rozmowa w cztery oczy bez świadków - opowiada nauczycielka z wieloletnim stażem. - Młodsza koleżanka do mnie mówi: pani może głosować na radzie przeciwko dyrektorowi, bo pani nic nie grozi. Mnie pan dyrektor wezwał i zapytał, czy podoba mi się tu pracować skoro głosuję niezgodnie z jego wolą.

Sytuacje, kiedy nauczyciele wzywani są na dywanik i czekają w kolejce w sekretariacie, jak twierdzą oni sami, są na porządku dziennym. Dlatego zażądali przy kolejnych rozmowach obecności przedstawiciela szkolnych związków zawodowych. Dyrektor się jednak nie zgodził.

- A to przecież gwarantuje nam ustawa o związkach zawodowych - wtrąca kolejny z nauczycieli.

Nauczycielka pracująca w szkole od ponad 25 lat nie pamięta, aby przez ćwierć wieku było tyle kłótni i zatargów, co przez ostatnie dwa lata rządów dyrektora.

- Miał u mnie kredyt zaufania, ale to co on pokazał przez ponad dwa lata rządów, jak potrafił być mściwy i nieżyczliwy, to przekreślił się w moich oczach. On po prostu lubi dokuczyć - mówi kobieta.

Uderzając również nauczycieli po kieszeni. Kiedy jeden z nich głośno wyrażał swoje odmienne od dyrektorskiego zdanie podczas rady pedagogicznej nie otrzymał dodatku motywacyjnego. Choć kilka dni wcześniej dyrektor chwalił go za osiągnięcia i wyniki w konkursach jego podopiecznych, za co według regulaminu należy się premia.

- Dyrektor nie kieruje się tym regulaminem, nawet tego nie kryjąc, przyznając premie według własnego uznania - opowiada nauczyciel.

Prawdziwą udręką, jak twierdzą pracownicy, są zebrania rady pedagogicznej.

- Rada pedagogiczna zawsze musi odbywać się po myśli pana dyrektora, jeśli coś idzie nie tak, potrafi zerwać obrady i wyznaczyć na inny dzień. Pewnego razu kiedy głosowanie nie było po jego myśli przerwał obrady i ogłosił krzykiem, że dokończymy następnego dnia. Kiedy zaczęliśmy wstawać do wyjścia, to powiedział, że otwiera. Czy to nie jest paranoja? - pyta nauczycielka.

Nauczyciele skarżą się na brak dialogu.

- Brakuje rozmowy. Podczas rady dyrektor nie chce z nami rozmawiać, nie odpowiada na pytania. Jeśli już to na piśmie - opowiada kobieta.

W szkole nie brakuje też sytuacji wręcz absurdalnych.

- Od początku roku szkolnego po raz dziesiąty mamy zmieniany plan lekcji, głównie ze względu na rotację nauczycieli. Często zdarza się, że nauczyciele nie chcą przychodzić do naszej szkoły lub sami odchodzą - mówi jeden z pracowników.

Zdaniem zbuntowanego grona pedagogicznego sprawa już dawno powinno zająć się starostwo, być może szybka reakcja ze strony władz nie doprowadziłaby do takiego zaognienia się konfliktu.

- Wyjaśnienia dyrektora przedstawione zarządowi nie uspokoiły mnie do końca, trzeba poznać zdanie oby dwu stron - mówi starosta Jarosław Brózda.

Zapytany, czy fakt, że dyrektor Radosław Herudziński, jest mocno kojarzony z wojewódzkim zarządem Prawa i Sprawiedliwości, z którego wywodzi się również starosta, ma jakieś znaczenie w kontekście biernej postawy urzędu, stanowczo zaprzecza.

Okazuje się, że konflikt dzieli nauczycieli z rodzicami. Nowy przewodniczący rady rodziców broni dyrektora szkoły, oskarżając jednocześnie pedagogów i sugerując im, "aby prali własne brudy w swoim gronie".

- Niszcząc autorytet dyrektora, nauczyciele psują dobre imię szkoły, dorobek dydaktyczny nauczycieli, pracę wychowawczą swoich kolegów - pisze do nas Marek Bukowiecki, przewodniczący rady rodziców w ZSP nr 3 w Bełchatowie. - W mojej ocenie nauczyciele zagalopowali się za daleko.

Szef rady rodziców oskarża także nauczycieli o mieszanie w konflikt uczniów, których, według jego informacji, namawiano do pisania skarg na dyrektora.

Sprawą konfliktu grona pedagogicznego z dyrektorem zajęło się kuratorium.

- W szkole odbędzie się wizytacja, to kwestia kilku najbliższych dni - mówi Urszula Rorat, dyrektor delegatury łódzkiego Kuratorium Oświaty w Piotrkowie.

Marianna Wasiak-Zbrojewska, szefowa łódzkiego okręgu Związku Nauczycielstwa Polskiego w Bełchatowie, zaalarmowana przez nauczycieli, sprawę zgłosiła Państwowej Inspekcji Pracy. Jak mówi, o tym, że nie zrobiła tego pochopnie, może świadczyć fakt, że od 20 lat po raz pierwszy doniosła na dyrektora bełchatowskiej szkoły do inspektorów. Jak twierdzi, dowodów na łamanie kodeksu pracy przez dyrektora jest wiele. W zawiadomieniu postawiono, m.in. zarzuty mobbingowania pracowników szkoły w rozmowach indywidualnych czy opisano też sprawę zasłabnięcia jednej z nauczycielek.

Szefowa ZNP zawiadomiła inspekcję o jeszcze jednym poważnym wykroczeniu. Dwudziestu dziewięciu nauczycieli, w większości przeciwnych dyrektorowi, nie otrzymało wynagrodzenia za zastępstwa. Dyrektor nie wypłacił dodatkowych pensji, tłumacząc, że nauczyciele nie podpisali księgi zastępstw.

- To jest łamanie kodeksu pracy, bo według ustawy wystarczającymi dokumentami są dzienniki zajęć lekcyjnych i pozalekcyjnych - mówi Wasiak-Zbrojewska.

- W ciągu trzydziestu dni od zawiadomienia zostanie przeprowadzona kontrola - mówi Kamil Kałużny z Państwowej Inspekcji Pracy w Łodzi.

Stanowiska Radosława Herudzińskiego, dyrektora szkoły, nie udało nam się uzyskać. Po dwóch tygodniach umawiania się na spotkanie usłyszeliśmy od sekretarki, że dyrektor znajdzie czas, aby porozmawiać o problemie. Kiedy reporter zjawił się na umówioną godzinę u szefa szkoły, ten przedstawił mu... osiągnięcia stypendialne uczniów. Gdy zdumiony dziennikarz oznajmił, że umawiał się na rozmowę w innym temacie, to dyrektor odparł krótko: - Nie chcę rozmawiać o tym problemie, aby nie zaszkodzić dobremu imieniu szkoły - oświadczył Radosław Herudziński.

Okazuje się, że kłopoty z rzeczową rozmową z szefem szkoły mają nie tylko nauczyciele, ale też dziennikarze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na belchatow.naszemiasto.pl Nasze Miasto