Tak jak się można było spodziewać, zespół Waldemara Fornalika zagrał we Wrocławiu defensywnie i Śląsk został zmuszony do ataku pozycyjnego. Ruch nawet, jak atakował czynił to bardzo ostrożnie i po stracie piłki zaraz całym zespołem ustawiał się na własnej połowie. Podopieczni Oresta Lenczyka nie mogli poradzić sobie z tak grającym rywalem i z wielkim trudem przedostawali się w obrębie pola karnego.
PRZECZYTAJ NASZĄ RELACJĘ I ZOBACZ ZDJĘCIA Z MECZU
Nie mogąc poradzić sobie z zagęszczonym polem, piłkarze Śląska szukali szans w stałych fragmentach gry, które stały się już znakiem firmowym wrocławskiego zespołu. Wystarczyło, że rzut wolny był odgwizdany kilka metrów od linii środkowej, a w pole karne wędrowali już Jarosław Fojut, Piotr Celeban i Przemysław Kaźmierczak.
Po jednym z takich zagrań w zamieszaniu w polu karnym po strzale Łukasza Gikiewicza Krzysztof Nykiel został trafiony piłką w rękę i sędzia podyktował rzut karny. Do "jedenastki" podszedł Kaźmierczak. Bramkarz poleciał w jeden róg, piłka w drugi, ale minęła bramkę.
- Szkoda, że nie strzeliłem, bo może wtedy by nam się łatwiej grało. A tak mocno się męczyliśmy - krótko stwierdził po meczu pechowy strzelec.
Męczyli się też kibice, bo na boisku nie brakowało walki, ale sytuacji podbramkowych praktycznie nie było. Ostatnie pół godziny wynagrodziły jednak zmarzniętym fanom wszystko.
Najpierw Śląsk wywalczył rzut wolny przy linii bocznej i do piłki jak zwykle w takich sytuacjach podszedł Sebastian Mila. Mocno dośrodkował, a Wojciech Grzyb głową posłał piłkę pod poprzeczkę swojej bramki.
Minęło osiem minut i niemal z tego samego miejsca ponownie dośrodkowywał Mila. Tym razem na drugi słupek, gdzie do piłki dopadł Celeban i z bliska wepchnął piłkę do siatki.
- Myślę, że przy pierwszej bramce zadecydował przypadek, pech i nieszczęście. Druga padła z pozycji spalonej - oceniał po meczu trener Fornalik.
Po stracie goli nagle okazało się, że Ruch potrafi szybciej biegać i odważniej atakować. Na boisku nareszcie coś zaczęło się dziać.
Emocje wzrosły po strzale Andreja Komaca z rzutu wolnego. Słoweniec popisał się pięknym uderzeniem z rzutu wolnego, po którym Marian Kelemen mógł odprowadzić piłkę wzrokiem do siatki.
Ostatnie minuty były bardzo nerwowe. Ruch atakował, a Śląsk kradł sekundy. Ostatecznie udało się wrocławianom wygrać czwarty mecz z rzędu i na boisku wrocławscy piłkarze mogli zacząć taniec radości.
Zaraz po spotkaniu do szpitala musiał pojechać Celeban. Obrońca Śląska w drugiej połowie został ostro zaatakowany łokciem przez Macieja Jankowskiego, który złamał mu nos, i niemal całe 45 minut grał z tamponem w nosie, Najprawdopodobniej uraz nie wyeliminuje Celebana z meczu z Arką Gdynia, który zostanie rozegrany za tydzień. Piłkarz jedynie będzie musiał grać ze specjalną maską na twarzy.
Śląsk Wrocław - Ruch Chorzów 2:1 (0:0)
Bramki: Grzyb 62 (samobójcza), Celeban 70 - Komac 78
Widzów: 8000
Sędziował: Adam Lyczmański (Bydgoszcz)
Śląsk: Kelemen - Socha, Celeban, Fojut, Spahić - Sobota (86. Wołczek), Sztylka, Kaźmierczak, Mila - Sotirović (72. Jezierski), Gikiewicz (90. Ćwielong).
Ruch: Perdijić - Nykiel, Stawarczyk, Sadlok, Bronowicki (89. Piech) - Grzyb (78. Świerblewski), Malinowski, Straka, Komac, Zając (70. Olszar) - Jankowski.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?