Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stradomia Wierzchnia: Mieszkańcy czują się oszukani. Chcą odwołać burmistrza i radę miejską (ZDJĘCIA)

Beata Hadas-Haustein
Beata Hadas-Haustein
Fot. ©Beata Samulska
Burmistrz Sycowa Dariusz Maniak spotkał się z mieszkańcami Stradomi Wierzchniej w starej świetlicy wiejskiej. Mieszkańcy liczyli, iż usłyszą, dlaczego gmina zerwała umowę z firmą, która wygrała w ubiegłym roku przetarg na budowę nowej świetlicy. Wyjaśnienia burmistrza nie były dla mieszkańców ani jasne, ani wyczerpujące. Po spotkaniu zapowiedzieli podjęcie inicjatywy referendalnej odwołującej burmistrza i radę miejską.

Na spotkanie zorganizowane z inicjatywy Maniaka przyjechał wykonawca inwestycji – Damian Maryniak, właściciel firmy budowlanej Aliko. – We wtorek 11 czerwca złożyłem w urzędzie pismo z wnioskiem o ponowne rozpatrzenie decyzji zerwania umowy – powiedział nam przed spotkaniem. – Dotąd burmistrz nie spotkał się ze mną ani razu. W poniedziałek na spotkanie wysłał swojego zastępcę, naczelnika wydziału inwestycji oraz radcę prawnego. Ciężko powiedzieć, jak ta sprawa się zakończy. Wszystko zależy od burmistrza i jego dobrej woli – czy chce, by inwestycja została zrealizowana, czy też nie. Daliśmy jasne, twarde argumenty, że nadal mamy wolę ukończenia tej inwestycji, termin nie jest zagrożony, poczyniliśmy już wiele kroków, złożyliśmy zamówienia, natomiast do burmistrza te argumenty nie docierają. Mam odczucie, że jest to wszystko jakoś złośliwie robione. Wątpię, by gminie Syców udało się tę inwestycję zrealizować za rozsądne pieniądze. Jeśli zostanie rozpisany przetarg, może być tak, że oferenci przedstawią dużo wyższe propozycje cenowe. Podejrzewam, że gmina będzie musiała słono dopłacić do realizacji tego zamówienia, a wątpię, by miała na to zabezpieczone środki.

Okazuje się, że firma posiada dwunastoletnie doświadczenie w realizacji publicznych zadań. – Jesteśmy w trakcie realizacji dużej inwestycji w Kępnie – budowy biblioteki samorządowej za kwotę około 4 mln zł – wylicza Damian Maryniak. – Nie ma tam żadnego problemu, budowa idzie swoim tempem, nikt nie ma do nas zastrzeżeń. Pierwszy raz spotykam się z tak dziwną sytuacją tutaj w Sycowie. Za poprzedniej kadencji realizowaliśmy zamówienie w Drołtowicach. Z naszej strony wystąpiły opóźnienia, których byliśmy świadomi i nie mieliśmy żadnych roszczeń. Ponieśliśmy tego konsekwencje, zapłaciliśmy kary. Dopadł nas koniec roku, przymrozki. Chcieliśmy przełożyć wykonanie elewacji na wiosnę, niestety – nowe władze na to nie zgodziły się i dlatego musieliśmy wykonywać prace w złych warunkach atmosferycznych, a potem te roboty poprawiać. Jakie jeszcze inwestycje wykonaliśmy z powodzeniem w ostatnim czasie? Na przykład w czeskiej Pradze za kwotę około 3 mln zł, na 1,5 mln zł w Namysłowie. Mamy wystawione referencje, które były w sycowskim urzędzie przedstawione. Pierwszy raz spotykamy się z sytuacją, kiedy urząd bez żadnych wcześniejszych monitów o przyspieszeniu prac zrywa z wykonawcą umowę. Urząd nie odpowiedział nam na kilka naszych pism. W jednym z nich prosiliśmy o częściowe fakturowanie do 50 proc. wartości zamówienia. Na spotkaniu 27 lutego zastępca Artur Drzyzga złożył ustną deklarację potwierdzającą częściowe fakturowanie, ale nie otrzymaliśmy pisemnie żadnego stanowiska urzędu w tej sprawie, ani odpowiedzi na nasze pismo w tej sprawie datowane na 14 grudnia 2018 r. Urząd do 15 marca nie wskazał inspektora nadzoru, ani nie przekazał nam placu budowy, dlatego nie mogliśmy wdrożyć harmonogramu przebiegu robót z podziałem na tygodnie ani wejść na ten plac. Te sprawy regulują odpowiednie paragrafy. Z tytułu podpisanej umowy ponosiliśmy koszty finansowe związane utrzymaniem w gotowości pracowników, sprzętu oraz koszty związane z zamówieniami materiałów. Nie pozyskiwaliśmy w tym czasie większej ilości zleceń, by nie kolidowały one z wykonywaniem inwestycji w Stradomi. W piśmie z 11 marca zaznaczyliśmy, że dziwi nas bierność gminy, która poprzez zaniechanie swoich obowiązków wynikających z podpisanej umowy może doprowadzić do niezrealizowania zamówienia publicznego z własnej winy, co w konsekwencji naraża gminę na poniesienie dodatkowych kosztów i na naruszenie dyscypliny finansów publicznych.

W spotkaniu udział wzięło około 200 mieszkańców Stradomi Wierzchniej. Burmistrz Dariusz Maniak przyjechał ze zwyczajową już „obstawą” w postaci przewodniczącego Rady Miejskiej Roberta Dziergwy, który jednak nie zabrał ani razu głosu, podobnie jak radny Marcin Marciniak. Burmistrza wspierał natomiast dzielnie zastępca Artur Drzyzga, a także radne Agnieszka De Falco Kuczyńska, Danuta Nowicka i Marzena Guder. Spotkanie poprowadził radny ze Stradomi i sołtys Marian Lempert. Maniak na początku poinformował, że zaprosił wszystkie osoby, które będą miały realny wpływ na to, jak będzie wyglądała przyszłość świetlicy w Stradomi. Powiedział, że przybyła „większość rady”, która nie będzie miała problemów, by dyskutować. Zauważył, że jest duża frekwencja, co ma świadczyć o tym, że świetlica jest dla mieszkańców bardzo ważna. – Zresztą wiedziałem o tym od samego początku, na etapie kampanii wyborczej, jako mieszkaniec, który się tutaj urodził i wychował – ciągnął. – Chciałbym, żebyśmy zachowali kulturę i poziom dyskusji – uprzedzał asekuracyjnie. – Wydaje mi się, że spotkaliśmy się w celu, który nas łączy a nie dzieli. W ostatnim czasie podjęliśmy decyzję o rozwiązaniu umowy z wykonawcą w natychmiastowym trybie. Ta decyzja nie była dla nas łatwa, analizowaliśmy ją bardzo długo. Po konsultacjach z prawnikami uznaliśmy, że umowa została złamana. Nie będę się tutaj wdawał w szczegóły ani w dyskusję. W naszej ocenie ta decyzja jest słuszna i ją podtrzymujemy. Chcę państwa zapewnić, że najprawdopodobniej jeszcze w tym roku, a jeśli nie to w przyszłym roku ogłosimy postępowanie przetargowe na wybudowanie tej świetlicy. Uważamy, że są tam zmiany, które trzeba przeprojektować. Ja nie konsultowałem tej umowy z państwem ani z sołtysem. Nie ma formy odwrotu od tej decyzji zerwania umowy. Nie cofniemy decyzji. Uważamy, że mamy ku temu podstawy. Chcemy wrócić do realizacji tego zadania i zostanie ono zrealizowane zgodnie z umową, którą przygotuję.
Następnie mikrofon sołtys przekazał Damianowi Maryniakowi, który usiadł skromnie, z boku, a przyjechał na zaproszenie mieszkańców Stradomi Wierzchniej. – Usłyszeliśmy jedną stronę, a chcielibyśmy usłyszeć dwie strony – zaznaczył sołtys. – Termin realizacji inwestycji w żaden sposób nie został zagrożony – powiedział wykonawca. – Nas dziwi jedynie fakt, że gmina zdecydowała się zerwać tą umowę bez konsultacji z wykonawcą. Gmina w osobie burmistrza twierdzi, że nie było z nami żadnego kontaktu, co jest nieprawdą. Cały czas byliśmy do dyspozycji. Spotkaliśmy się z zastępcą burmistrza, z pracownikami urzędu – na przykład w świetlicy w Drołtowicach – na przeglądzie gwarancyjnym - wykonujemy w Drołtowicach prace poprawkowe. W piśmie zrywającym umowę została podniesiona kwestia, że prace w Stradomi zostały wstrzymane na dłużej niż 5 dni bez zawiadomienia i uzyskania zgody zamawiającego. Mimo tego, że na placu budowy nie było widać efektów, to pewne prace cały czas trwały i trwają. Poskładaliśmy zamówienia długoterminowe – na stolarkę okienną i ślusarkę, za które musieliśmy zapłacić w kwocie ponad 20 tys. zł. Kolejna rzecz – konstrukcja dachu – została opłacona w wysokości 40 proc. wartości, czyli w kwocie 24 tys. zł. Do dziś nie uzyskaliśmy od firmy Energa w Kępnie dostępu do prądu budowlanego, choć w tej sprawie pisaliśmy pisma dwukrotnie. To jest konsekwencja prawdopodobnie tego, że nie mamy pełnomocnictwa od zamawiającego. Wszystkie prace na miejscu są uzależnione od dostawy prądu. Część z nich realizowaliśmy u siebie w bazie, na przykład zbrojenie. Był zarzut, że nie ma tablicy informacyjnej. Ona była – dlaczego jej nie ma, ciężko powiedzieć – może ktoś złośliwie ją usunął? Brak zaplecza socjalnego – przepraszam bardzo, ale nikt z państwa nie chciałby ponosić niepotrzebnych kosztów, jeśli w danej chwili nie ma pracowników na terenie budowy. Jest mi przykro z tego względu, że gmina ani razu nie skontaktowała się z nami w sprawie inwestycji, nie wezwała nas do przyspieszenia prac. Jedyne pismo z urzędu nieodebrane przeze mnie osobiście, gdyż akurat nie było mnie w domu a awizo gdzieś się zapodziało, dotyczyło zmiany kierownika budowy. Poprzedni mój kierownik ze względów osobistych i zdrowotnych musiał zrezygnować z funkcji, natomiast nowy kierownik został niezwłocznie przyjęty, a dokumenty na ten temat dotarły do urzędu w ubiegłym miesiącu. Wydaje mi się, że zamawiającemu powinno zależeć na realizacji zadania. Gdyby tak było, gmina zrobiłaby wszystko, żeby nas zobligować do realizacji tego zadania. Z umowy wynikają kary finansowe. My będziemy bronić się w sądzie, bo uważamy, że umowa została zerwana bezprawnie, bez adekwatnych argumentów. Z całą odpowiedzialnością mogę potwierdzić, że obecnie ceny na rynku prac wykonawczych, jak i materiałów, idą w górę, wszystko drożeje. Jeśli na nowo na to zdanie zostanie rozpisany przetarg, gmina otrzyma oferty o wiele przekraczające wartość aktualnego zamówienia i będzie musiała dołożyć. Pytanie, czy znajdzie na to środki – nie rozumiem powodu, dla jakiego miałaby dokładać te środki. W umowie jasno zapisane są kary odnośnie spóźnienia z oddaniem zadania. Gdybyśmy zrealizowali to zamówienie w terminie – ja bym był zadowolony, urząd byłby zadowolony – bo wykonał zadanie, jak również państwo bylibyście zadowoleni – bo mielibyście wykonaną świetlicę. Gdybyśmy przekroczyli ten termin, to każdy dzień byłby obarczony karami finansowymi – więc w moim interesie nie jest przeciąganie terminu oddania budowy po 30 listopada.

„Niech pan nie robi z nas idiotów”
Po wypowiedzi pana Damiana, o mikrofon poprosił Maniak. Ludzie zareagowali głośnym oburzeniem, gdy powiedział: – Nie będę wchodził w szczegóły. Odniosę się tylko do kwestii kary, o jakiej mówił wykonawca. My z tym panem mamy bardzo złe doświadczenia. Umowę zastałem jako burmistrz, więc nie miałem realnego wpływu. – Niech pan nie robi z nas idiotów – odparła mieszkanka Stradomi Anna Lebek. – To, że jesteśmy ze wsi, to nie znaczy, że jesteśmy głupi! – Nie miałem wpływu na umowę podpisaną z wykonawcą – mówił Maniak. – Od samego początku byłem przeciwny. Uważałem, że nie jest to dobry termin na rozstrzyganie. Uważałem, że gmina powinna pozyskać dofinansowanie do świetlicy. Niestety, wniosek został złożony niekompletny i nie udało się. Musieliśmy obciążyć wykonawcę kwotą 40 tys. zł za niedotrzymanie warunków umowy w sprawie świetlicy w Drołtowicach. Kiedy wykonawca mówi mi dzisiaj o karach, to tym bardziej utrzymujemy w mocy, że nie mogę pozwolić sobie na to, żebym jako burmistrz realizował zadanie w oparciu o to, jakie będą kary. Wydaje mi się, że nie byłbym na tyle nieodpowiedzialny, nie przyprowadzałbym tutaj osób, które są merytorycznie i kompetentnie odpowiedzialne za podjęcie tej decyzji. To spotkanie jest po to, by państwu zagwarantować, że tę świetlicę wybudujemy. Umowa została podpisana dzień przed moim przyjściem jako burmistrza (19 listopada – przyp. Red.).

Jeden z mieszkańców zauważył, że gdyby Maniak nie obiecał świetlicy mieszkańcom Stradomi, mógłby nie uzyskać od nich głosów w wyborach. – Znowu pan obiecuje – mówił. – Pan nie wie, jak to będzie po następnych wyborach. – Większość osób w Stradomi mówiła, że i tak bym jej nie wybudował – komentował burmistrz. – Generalnie byłem przeciwny, bo uważałem, że gmina powinna była budować świetlicę ze środkami zewnętrznymi. – To dlaczego pan obiecywał? – dopytywał mieszkaniec – Nie obiecywałem – mówił Maniak. – Byłem przeciwny realizacji tego zadania jako radny. Pomimo postępowania sądowego, możemy ogłaszać postępowanie przetargowe.

Ludzie przypominali mu, że wybudowanie świetlicy w Stradomi miał w programie wyborczym. O jej budowie mówił podczas debaty przedwyborczej zorganizowanej w Centrum Kultury. W tym kontekście troska burmistrza o budowanie z pozyskaniem środków z zewnątrz jest przynajmniej dziwna, gdy przypomnimy, że odrzucił niemałe środki z Urzędu Marszałkowskiego przyznane na remont kawiarenki w Domu Kultury w Sycowie. – My się czujemy oszukani – konkludował mieszkaniec. – Biegał pan po naszej miejscowości, w rączki całował – mówił. – Głosowałem na pana ze względu na świetlicę. Pan mówi, że nie będzie wchodził w szczegóły – o jakich szczegółach pan mówi – dopytywał. – Nie lubi pan Stradomi? Inne wioski mają wszystko. – Pan Maryniak zostawił u nas pismo z wnioskiem o przeanalizowanie sprawy i jeszcze bardziej utwierdził nas w naszym przekonaniu – odpowiadał niewzruszony Maniak. – Przyjechałem tutaj, żeby powiedzieć, że wybudujemy to na naszych warunkach po konsultacji z państwem. – O nie, pan tu nam tylko obiecuje, a za rok znów usłyszymy, że świetlica będzie za rok – mówił zdenerwowany mieszkaniec. Zauważył, że poprzedni burmistrz podpisał umowę, a teraz przyszedł nowy i zrobi wszystko po swojemu. – Możemy się nie zgadzać,ale gwarantuję, że świetlica zostanie wybudowana – burmistrz powtarzał w kółko. – Proszę nie dziwić się mieszkańcom – mówił sołtys. – Stradomia już raz zapłaciła karę za świetlicę (chodzi o sprawę dzierżawcy starej świetlicy, któremu gmina musiała wypłacić odszkodowanie – przyp. Red.). Byłem radnym, gdy poprzednia rada wyraziła wolę budowy tej świetlicy. – Jaki miał pan wpływ na warunki umowy? - pytał Maniak. – Nie miałem jako radny, ale, jakby nie było, cała rada miejska rządzi – odpowiadał sołtys.

Potem głos zabrał Damian Maryniak, który odniósł się do zarzutów o nierzetelności jego firmy. – Mamy ponad 12-letnie doświadczenie budowlane – mówił. – Wybudowaliśmy wiele obiektów, które do dzisiaj świetnie służą mieszkańcom. Nikt nigdy nie miał w związku z nami problemu. To pierwsza sytuacja, kiedy zamawiający zrywa z nami umowę bez wcześniejszej konsultacji. Nawet jeśli raz w Drołtowicach spóźniliśmy się z realizacją zamówienia, ponieśliśmy tego konsekwencje w wysokości prawie 40 tys. zł. Dopadły nas po koniec roku złe warunki atmosferyczne, na które nie miałem wpływu. Walczyliśmy z tym, jak mogliśmy, żeby to zadanie ukończone. Zrobiliśmy to po terminie. Natomiast w zeszłym roku zrealizowaliśmy siedem zamówień, w tym cztery zamówienia publiczne. Wszystkie zostały zrealizowane w terminie, na co zostały przez inwestorów wystawione pozytywne opinie i referencje. W tym roku realizujemy kolejne trzy inwestycje o większej skali i wartości. W Kępnie realizujemy przebudowę biblioteki samorządowej za 4 mln zł. Kolejne inwestycja jest w Namysłowie. Realizujemy tez zamówienia prywatnych inwestorów i nie mamy z tym żadnego problemu. Jesteśmy świadomi terminu końcowego inwestycji, jak również konsekwencji, gdybyśmy ten termin przekroczyli. Proszę mi wierzyć, w moim interesie, w interesie mojej rodziny i firmy nie leży to, by ten termin przekraczać i płacić kary finansowe. Każdy pracuje po to, żeby zarabiać pieniądze. Ta sprawa będzie procesowana w innym urzędzie, w sądzie, tam się spotkamy – zwrócił się do burmistrza.

Firma dostała od gminy do podpisu dokumenty z wsteczną datą!
Do dyskusji włączył się ksiądz proboszcz tutejszej parafii Tomasz Hojeński: – Proszę powiedzieć, w jakim terminie odebrał pan plac budowy – zapytał szefa firmy Aliko. – Zgodnie z umową, termin przekazania placu budowy powinien być do 10 dni od dnia podpisania umowy – odpowiadał Maryniak. – Umowa została podpisana pod koniec listopada, a plac budowy został przekazy 15 marca. Chciałbym jeszcze odnieść się do tej sytuacji. Gmina chciała przekazać nam ten plac w lutym. Natomiast do podpisania dostaliśmy dokumenty z datą listopadową, dlatego nie chcieliśmy się na to zgodzić. Dopiero po stosownym piśmie z naszej strony o przekazanie placu budowy zgodnie z umową, otrzymaliśmy dokumenty z datą 15 marca. Zgodnie z umową gmina powinna mieć w dniu podpisania umowy zapewnione wsparcie inspektora nadzoru budowlanego. Z tego co wiem, tutaj inspektor zatrudniony jest jako osoba zewnętrzna. Ja otrzymuję pismo, że są opóźnienia 30-dniowe, natomiast wcześniej miałem 4-miesięczne opóźnienie ze strony gminy. Chcieliśmy to zadanie realizować. Pan burmistrz przed chwilą powiedział, że żadne rozmowy nie będą prowadzone na temat wznowienia tej inwestycji, a szkoda, bo to zadanie zostałoby zrealizowane. Tutaj argumenty gminy na pewno zostaną podważone w sądzie. Sąd zdecyduje, czy gmina miała podstawę do zerwania umowy. Pomijając to wszystko, pierwszy raz spotykam się z taką sytuacją, że urząd zrywa umowę. Zdarza się, że urząd wnioskuje o przyspieszenie prac, bo mu zależy na wykonaniu inwestycji w terminie. Tutaj nie było żadnej kontroli urzędu, nie dostaliśmy żadnego wezwania do przyspieszenia inwestycji, jedynym pismem, jakie dostaliśmy, było pismo o zerwaniu umowy.

Głos zabrał mieszkaniec Stradomi Robert Staś, który zapytał: – Jest powiedziane, że były zaniechania ze strony gminy z przekazaniem placu, jestem ciekaw, czy osoby, które były za to odpowiedzialne, również mają rozwiązaną umowę?

Mikrofon przejął wiceburmistrz Artur Drzyzga, który również przypomniał mieszkańcom, że mieszkał kiedyś w Stradomi Wierzchniej. – Zawsze, kiedy merytoryka spotyka się z emocjami, nic dobrego z tego nie wychodzi – moralizował. – My z jednej strony mówimy, że mamy podstawy, dlaczego wypowiedzieliśmy, a z drugiej strony słyszymy podbudowane, i słusznie, z państwa strony, emocjami… Bo ja też bym chciał mieć świetlicę. Rozumiem, że urzędnik musi ponieść odpowiedzialność za wszystko, co powie. Mówiąc – ja ponoszę za to odpowiedzialność. Mam nadzieję, że pan wykonawca ma dowody na te przekazania i tak dalej, bo to będzie w sądzie potrzebne. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim, że ktoś podpisuje umowę i z chwilą podpisania umowy pierwsze, co przewiduje, to są kary. Kiedy będzie kary płacił. Po podpisaniu umowy ogranicza się kontakt z zamawiającym do osób merytorycznych, w naszym przypadku do naczelnika, i te osoby wymieniają się korespondencją i tej korespondencji jest pełno, do pewnego momentu, zwłaszcza z pana strony, czy można to dzielić, czy jeszcze inne rzeczy robić. Ja nie ukrywam, że przychodząc do urzędu w Sycowie, spotkałem się z sytuacją, że były te Drołtowice. Naprawdę była to trudna sytuacja, bo z jednej strony chcemy jako urząd mieć przedmiot umowy, chcemy, żeby był skończony, ale nie możemy złamać prawa. Państwo słusznie chcecie przedmiot, czyli świetlicę, ale my musimy przestrzegać prawa, żeby dotrzymywać terminów, przepisów, zapisów w umowy.

Anna Lebek przerwała zastępcy: – Zaprzeczacie sami sobie. Wy nie dotrzymaliście terminu! A od wykonawcy niejednego oczekujecie. My też od was żądamy – żebyście się wywiązali z tego, co nam obiecywaliście. Gdzie pan mieszka? – zapytała Drzyzgę. – W Sycowie – odpowiedział. – Ma pan gdzie udać się w Sycowie, wyjść na spacer, czy dzieci mają gdzie wyjść? - dopytywała. – Ale czy to jest przedmiotem dzisiejszej dyskusji – dziwił się. – Właśnie tak! - odpowiadała. – To nas wkurza proszę pana. – To jest to, co mówiłem – emocje, emocje – uśmiechał się pod nosem. – Wróćmy do tematu – kontynuował niewzruszony. – Część z państwa była na przekazaniu placu budowy. Pierwszy raz z taką pompą przekazywał ktoś plac budowy. Zaraz powiem, dlaczego. Bo normalnie przyjęte jest, że jak ktoś wygrał przetarg i ma budowę, to on wie, bo już sprawdził, zna wszystkie parametry, przyjeżdża, dostaje dziennik, protokół w trzech egzemplarzach na przykład, dostaje pismo, żeby kierownik budowy, jeśli go ma, żeby się pisał, jedzie i na zasadzie – podpisane, oddaje. Dziennik został zabrany, dokumenty zabrane i zniknął wykonawca.

Otóż wiceburmistrz nazywa pompą coś, do czego obliguje prawo. Warto dodać, że ze strony wykonawcy, w czynności przekazania terenu budowy musi brać udział kierownik budowy. Wynika to z art. 22 pkt 1 ustawy Prawa budowlanego. Poza tym wykonawca może uczestniczyć w tej czynności osobiście lub być reprezentowanym jeszcze przez inne osoby. Po stronie wykonawcy także powinni to być specjaliści, osoby zorientowane co do zamierzonej inwestycji i znające dokumentację projektową. Sama czynność powinna polegać na fizycznym wejściu na obszar, gdzie mają być realizowane prace, dokonaniu oględzin i spisaniu odpowiedniego protokołu.

– Mieliście się przecież w gminie spotkać – mówił ktoś z sali. – My mówimy o pierwszym przekazaniu, które było dużo wcześniej – odpowiadał Drzyzga. – To pokazowe było po to… - nie dokończył, gdyż Anna Lebek przerwała mu i powiedziała: – Papierologia, papierologia, a nie mówicie nam tego, o co nam chodzi. – Co jeszcze miałbym państwu powiedzieć? - odpowiadał Drzyzga. – Ten pan chce budować – wyjaśniała mieszkanka. – Wy mówicie, że macie pieniądze, macie zabezpieczone na Stradomię. Czy musi się nam podobać ten projekt? On ma według mnie służyć – mówiła. - Mi nie musi się każdy dom podobać. Musi się podobać temu, kto z tego będzie korzystał. My zaakceptowaliśmy ten projekt. Nam, jako wsi, to się podobało, a wam w gminie naprawdę nie musi się podobać. – Tylko że to burmistrz odpowiada za przedmiot, który ma wam zostać przekazany – odpowiadał wiceburmistrz. – Jak ktoś chce, to buduje. Jaki był problem, by od listopada budować, mając dziennik budowy. Pan Lempert widział, kiedy dziennik budowy się pojawił. Pojawił się w urzędzie miasta i gminy w dniu uroczystego przekazania placu budowy. O czym mamy jeszcze dyskutować. O prądzie powiem. Każdy, kto buduje, wie, że żeby wylać ławę fundamentową, a tego nawet nie ma, prąd w którym momencie jest potrzebny? Żeby dociąć pręty? – Wyście mu tę pracę przerwali – powiedział ktoś z sali. – Ale nie wywiązuje się – mówił Drzyzga. – Tego materiału jest dużo.

Świetlica ma powstać… jeszcze w tej kadencji
Robert Staś przypomniał, że sklep Dino inna firma wybudowała w Stradomi w ciągu trzech miesięcy. – Co innego jest budowa prywatna a co innego za pieniądze publiczne – odpowiadał zastępca. – Gdzie są te pieniądze na budowę świetlicy – pytała mieszkanka Stradomi – Sa na koncie gminy – informował Drzyzga. – Spotkałem się z państwem tutaj tylko po to, żeby zapewnić was, że ta świetlica zostanie wybudowana – kontynuował Maniak. – Nikt tu z państwa na początku kadencji nie próbował z państwa robić ludzi niekompetentnych. Ja gwarantuję jako burmistrz, że ta świetlica zostanie wybudowana. To wróżenie z fusów, czy będzie drożej czy taniej… – Ostatnio spotkaliśmy się tutaj na tej sali przy wyborze sołtysa – przerwała burmistrzowi wzburzona młoda mama ze Stradomi. – Pięknie nam pan obiecywał, że będzie sala. Mówił pan: nie martwcie się. Ja mam trójkę dzieci. Nie mam czasu na takie głupoty, mydlenie oczu. Ja też mam firmę i nigdy ludziom nie obiecuję gruszek na wierzbie. Pan po prostu mydli nam oczy. – Nie wycofam się z tego, bo przeanalizowaliśmy tę sytuację z prawnikami, z ekspertami od zamówień publicznych. Podjąłem słuszną decyzję – mówił burmistrz.

Wykorzystując zachętę burmistrza do zadawania pytań, zwróciliśmy się z zapytaniem o terminy czynności podejmowanych w związku z budową – w momencie, kiedy sprawa trafi do sądu. Zastanawialiśmy się też, czy nie lepiej będzie dla gminy pozostawienie tej inwestycji w rękach aktualnego wykonawcy i wprowadzanie ewentualnych zmian już po oddaniu budynku po 30 listopada. – Tak słucham i nie wiem, do czego my jesteśmy namawiani – do odbierania bubla? – usłyszeliśmy bezczelną odpowiedź zastępcy burmistrza Artura Drzyzgi. – Pan insynuuje. Jakiego bubla? To jest w pana wyobraźni. Nie widzimy tu na razie żadnego bubla, tylko człowieka, który chce wykonać inwestycję, a ma czas na to do 30 listopada, a państwo szukacie dziury w całym – odpowiadaliśmy.

Maniak odniósł się do naszego spostrzeżenia, że burmistrz nie ma czasu na udzielanie odpowiedzi na pytania. – Odbyliśmy rozmowę telefoniczną. Zadała mi pani tyle pytań, że poprosiłem o udzielenie odpowiedzi na piśmie – wyjaśniał. – Takie same pytania zadałam wykonawcy i wykonawca odpowiedział mi natychmiast, merytorycznie i rzeczowo – odpowiadaliśmy. – Czy to znaczy, że wykonawca jest bardziej merytoryczny niż pan? - dopytywaliśmy burmistrza. – W mojej ocenie my tę świetlicę wybudujemy – powtarzał w kółko Maniak. – Ja pytam o konkretne terminy – czy sprawa w sądzie może przyblokować budowę świetlicy? – przywoływaliśmy burmistrza do tematu. – Pani redaktor, cieszę się, że pani tutaj jest – odpowiadał Maniak. – Wątpię – usłyszał odpowiedź. – Postępowanie sądowe nie ma żadnego wpływu na rozpoczęcie nowej procedury przetargowej – odpowiadał burmistrz. – Postaramy się w tym roku uzyskać środki zewnętrzne na budowę świetlicy. Ja nie działam wbrew woli mieszkańców – powiedział, po czym usłyszał z sali głos sprzeciwu. – To pan powiedział: postanowiłem i koniec, o czym pan mówi? – pytał mieszkaniec. – Jestem przekonany, że spotkamy się w nowo wybudowanej świetlicy na warunkach takich, że będą gwarantowały rzetelne wykonanie inwestycji – mówił burmistrz i wyliczał, jakie rzeczy nie podobają mu się w projekcie. – Jestem z rodziny budowlańców – włączył się do dyskusji ksiądz Tomasz. – Zmiany kosmetyczne, o których pan mówi, nie wpływają w sposób istotny na inwestycję. To są detale, które koryguje się na bieżąco. – Cieszę się, że ksiądz zabrał głos – swoim zwyczajem odpowiadał Maniak. – W nawiązaniu do naszej rozmowy z Dnia Kobiet, kiedy ksiądz bardzo mocno zobligował się do tego, że pomoże nam budować tę świetlicę – od 8 marca do 10 czerwca nic się nie wydarzyło. Dziękuję bardzo za chęci. Umowa jest podpisana, mamy środki, jesteśmy w stanie płacić. – Dlaczego plac budowy został przekazany 4 miesiące po podpisaniu umowy? – pytał proboszcz. – Pan mówi o odpowiedzialności, rzetelności, uczciwości. Czy są konsekwencje wyciągnięte wobec osób, które zawiniły w kwestii przekazania placu budowy? Rozumiem, że pan jest za to odpowiedzialny. Czy pan wobec siebie wyciągnął konsekwencje? – Nie ja podpisałem tej umowy, realizuję to zadanie, bo zostało ono wpisane w budżecie – informował burmistrz. – To zadnie nie zniknęło. Zostawiliśmy te pieniądze w budżecie.

Ksiądz Hojeński odniósł się do słów Drzyzgi, że nierealne jest wybudowanie do 30 listopada świetlicy: – Nie żyjemy w średniowieczu, dysponujemy taka techniką, że 6 miesięcy to wystarczający termin do postawienia świetlicy. Mówię w oparciu o opinię właścicieli trzech dużych firm, którzy widzieli projekt.

Potem wywiązała się dyskusja na temat tego, że gmina tak wiele rzekomo razy dawała szanse wykonawcy, Drzyzga pytał ludzi, czy wiedzieli kiedykolwiek plac budowy – nieogrodzony, bez tablic. Burmistrz po raz kolejny powtórzył, że decyzja została podjęta, że spróbują pozyskać środki, że ogłoszą nowy przetarg. – Będziemy mieć wpływ od początku do końca – mówił i dodał, że ta świetlica powstanie… jeszcze w tej kadencji.

Anna Lebek poprosiła burmistrza, by się rozejrzał po gminie Syców i wskazał, czy gdzieś jeszcze jest taka świetlica – bez toalet, z wilgocią, eternitem, pękającymi ścianami, linią wysokiego napięcia nad budynkiem. – Jest nam wstyd przed osobami, które przyjeżdżają tu na zabawy – mówiła. – Pan dysponuje tylko finansami i mówi – nie, tej świetlicy nie będzie w Stradomi, bo ja jej od początku nie chciałem. Pamiętam, jak pan do mnie zadzwonił z propozycją, żebym weszła z pana partii i też pan mówił, że świetlicę – jak najbardziej, jest pan za. A ja panu wtedy przypomniałam, że był pan przeciw. Pan mi wtedy tłumaczył, że to były złe informacje. – Byłem przeciwny realizowaniu tego zadania, bo uważałem, że gmina Syców powinna była pozyskać środki zewnętrzne – tłumaczył się (ot, logika: jest za pozyskiwaniem środków zewnętrznych na świetlicę, ale przeciwko pozyskiwaniu i odrzuca środki z Urzędu Marszałkowskiego na remont kawiarenki w Centrum Kultury – komentarz Red.). – Uważałem, że Syców nie stać na budowanie tylko ze środków własnych (nie stać na budowanie świetlicy ze środków własnych, ale stać na sprawy sądowe i potencjalnie droższą inwestycję – komentarz Red.).

Burmistrz rozczarowany postawą sołtysa!
Marian Lempert przypomniał, że był radnym również w poprzedniej kadencji. Opowiedział zebranym, jak wyglądała sytuacja z budową świetlicy jeszcze za kadencji Sławomira Kapicy, kiedy gmina znalazła się w sądzie z dzierżawcą obiektu starej świetlicy. Dopytywał wówczas, kiedy może ruszyć sprawa budowy nowej świetlicy. Słyszał odpowiedź, że dopiero po zakończeniu sprawy sądowej z dzierżawcą. To trwało dosyć długo. Dopiero po zakończeniu sprawy poprzedni burmistrzowie przystąpili do opracowywania dokumentacji na budowę. – Jeśli ten pan pójdzie do sądu, to my nie będziemy mieli tej świetlicy – mówił sołtys. – Nie ma już unijnych środków na takie inwestycje. Nie możemy tak obiecywać komuś. – Nie chciałbym publicznie dyskutować tu z panem sołtysem – mówił znudzonym głosem Maniak. – Jestem rozczarowany postawą pana sołtys, bo rozmawialiśmy wielokrotnie na ten temat. Mówił coś innego, dziś mówi coś innego. – Przepraszam, ale nic innego nie mówiłem, pan mnie pytał jedynie, czy wykonawca był na budowie – informowałem więc, że nie – odpowiadał radny i sołtys Marian Lempert. – O innych sprawach nie było rozmowy, panie burmistrzu. Wracając do dzierżawcy starej świetlicy – kto zapłacił 200 tys. zł odszkodowania za tę świetlicę? My, mieszkańcy. I teraz będzie to samo!

Mieszkańcy chcą wglądu w dokumentację świetlicy
Damian Maryniak zabrał głos na koniec: – Jestem tu po to, by wyjaśnić mieszkańcom, jak sprawa wygląda z mojego punktu widzenia, i odnieść się, jeśli zostaną użyte niewłaściwe lub nieprawdziwe argumenty. W dalszym ciągu twierdzę, że ta realizacja bez najmniejszego problemu zostałaby wykonana w wyznaczonym terminie. Ktokolwiek zna się tutaj na budownictwie, doskonale o tym wie. W przyszłym tygodniu startuje przetarg w gminie Prudnik na wybudowanie żłobka dziecięcego trzy razy większego niż wasza świetlica, dwukondygnacyjnego, z terminem realizacji 90 dni. – Do Stradomi przybyłam 47 lat temu – zabrała głos kolejna mieszkanka. – I tyle czasu budowana jest świetlica w Stradomi. Nie wiem, o co tu chodzi. Gdzie jest ta świetlica? To jest chore! Wszędzie dookoła świetlice. A tu, w tej Stradomi zrobiło się jedno wielkie dziadostwo. Podatki płacimy wszyscy. – Kiedy spotkaliśmy się tutaj z okazji wyboru sołtysa, pan zapewniał nas o budowie świetlicy – przypominał pan Ryszard Pronobis. – Czy pan już wtedy wiedział, że podejmie taką decyzję? Pan jest niewiarygodny! Od blisko godziny siedzę tu i nie dowiedziałem się, jakie są konkretne powody zerwania tej umowy. – Burmistrz będzie drogę robić, po co? Żeby sobie biegać i spot reklamowy kręcić – ktoś komentował. – Mieszkam tu dopiero od kilku lat - zabrała głos małżonka pana Pronobisa. – Przypominam sobie taką rozmowę sprzed kilku lat, kiedy był spór o naszą świetlicę. Zasygnalizowałam wtedy, że jestem przerażona, iż dzieci o godzinie 15 siedzą na schodach lub okupują przystanek. To największe sołectwo w gminie. Są inne sołectwa o wiele mniejsze. I nie ma w naszej wsi świetlicy? To po prostu jest wstyd dla nas jako mieszkańców, dla osób przyjeżdżających. Tak chwalimy się, że mamy Arboretum i zalew, a ludzie, którzy do Stradomi przyjeżdżają, nie mają gdzie zjeść posiłek. Gdyby była świetlica, taką działalność można by było na okres lata uruchomić. Niestety, nic się nie dzieje. Byłam na kilku imprezach i wieś potrafi zorganizować naprawdę dobrze zabawę i bawią się doskonale. Jest pan dla mnie niewiarygodny, bo pan wiedział. Może to pana przerosło i teraz odpycha pan od siebie niektóre sprawy? Natomiast mam propozycję, bo nie dowiedzieliśmy się o przyczynach zerwania umowy. Moja prośba, żeby wybrać pięciu mieszkańców, by mieli wgląd do umowy i do całej realizacji. Państwo od początku mówiliście, że nie możecie o wszystkim mówić, a my chcemy wiedzieć.

Ludzie nie chcą już dłużej czekać
Do tego głosu przyłączył się Marian Lempert - prosił, by burmistrz dał szansę wykonawcy. Burmistrz wciąż obstawał przy swoim. Wtedy ktoś z sali zapytał: – A może zaprosimy panią Jaworowicz? – Jeśli chcecie robić show telewizyjne, to możemy się spotkać - ironizował burmistrz. – My się możemy zadeklarować na piśmie, że świetlicę wybudujemy. Jest potrzeba deklaracji, to nie ma problemu. – Dlaczego nie chce pan dać szansy tej firmie? – wciąż dociekali mieszkańcy. Zastanawiali się, czy przypadkiem pieniądze z tej inwestycji nie zostały przeznaczone na coś innego? Pytano też, czy może burmistrz ma już innego wykonawcę? – Dał pan nam słowo, jak panu nie wstyd? - pytali ludzie. – Skoro państwo będą się sądzić, i kto wie, kiedy to się zakończy, może to być okres 4 lat, po których może pan nie zostać już wybrany, to tę deklarację, o której pan mówi, możemy wyrzucić do kosza. Wszystko do tego zmierza. Czy to tak trudno zrozumieć? Chcemy coś od życia. Chcemy, by nasze dzieci miały gdzie wyjść. Gdyby powstała świetlica, byłby plac zabaw. Czas ucieka. Dziś jesteśmy, jutro może nas nie być - spostrzegła gorzko inna mieszkanka. – Dzieci angażują się w działalność OSP, a nie mają gdzie umyć się, skorzystać z toalety - przypominał Marian Lempert próbując burmistrzowi uzmysłowić, że dla mieszkańców czas jest tu najważniejszy i że nie chcą już dłużej czekać.

Spotkanie podsumował Damian Maryniak – wykonawca inwestycji, zwracając się do mieszkańców: – Dziękuję za spotkanie i za to, że tak licznie przybyliście. Cieszę się, że pewne kwestie zostały wyjaśnione. Pytacie, jakie są powody zerwania umowy. Otóż gmina używa takiego argumentu, że na budowie prace zostały wstrzymane na dłużej niż 5 dni i wykonawca nie uzyskał zgody od zamawiającego na wstrzymanie tych prac. To jest powód, dla którego gmina zrywa umowę. Chcę zaznaczyć, że jeśli ktoś prowadzi swoją firmę w branży budowlanej, to ma pewien harmonogram swoich budów. Pewne prace się przesuwają, na inne przerzuca się więcej osób, żeby realizować coś szybciej. I tak było tutaj. Kończyliśmy dwie inne budowy, by móc tutaj przerzucić większą ekipę, np. 30 pracowników. Gdybyśmy mogli wejść na plac budowy wcześniej, ta sytuacja by wyglądała inaczej. Nie chciałem się zgodzić na podpisanie w lutym dokumentów z przekazaniem placu budowy z datami listopadowymi. Może powinienem był podpisać te dokumenty, a może raczej zgłosić do odpowiednich organów? Chciałem tę sytuację załatwić polubownie. Chciałem podpisać te dokumenty z datą lutową, ale to się przeciągnęło do 15 marca. Urzędnicy bali się, że wystąpię z pismem o przedłużenie realizacji budowy o 4 miesiące, kiedy przeciągany był termin przekazania placu budowy. Zadeklarowaliśmy, że wykonamy zadanie do 30 listopada.

Potem życzył mieszkańcom, by świetlica powstała jak najszybciej – nawet jeśli będzie ją budował ktoś inny, na co ktoś z sali powiedział: – My chcemy pana.

Burmistrz w pewnym momencie poprosił o zakończenie spotkania. – Dalsza rozmowa nie ma sensu – rzucił. Robert Staś zauważył, że nie ma na sali innych radnych, którzy za poprzedniej kadencji obiecywali, że świetlica powstanie. – Może jest im wstyd? – pytał. – Ci radni, którzy tu przyszli, siedzą, nie odzywają się – zauważyła Anna Lebek. – A może potrzeba pieniędzy na ulicę Kościelną, która jest do remontu? Może nie chcecie dlatego nam dać pieniędzy na salę, bo tam, w Sycowie, są pieniądze potrzebne? Słyszałam też, że zabieracie pieniądze sołectwom.

Młody mieszkaniec Stradomi Filip Koniarski zadał na końcu ważne pytanie: – Proszę podać konkretną nazwę projektu, z jakiego macie zamiar skorzystać szukając środków z zewnątrz.

Burmistrz nie był jednak w stanie odpowiedzieć. – Czy gmina w ogóle orientowała się, z jakich projektów można skorzystać? - dopytywał młody człowiek. – Wiem, że projekt, z którego gmina chciała pozyskać pieniądze, ale się nie udało, był ostatnim projektem, z jakiego można było skorzystać.

Maniak przekonywał, że pieniądze na takie cele w Urzędzie Marszałkowskim są. – Jak możecie mydlić ludziom oczy? – pytał oburzony Filip. – W czasie budowy możemy pozyskiwać środki – zauważył Marian Lempert. – Deklaruje pan, że świetlica będzie wybudowana, że pozyska środki, ale nie wie pan, ani skąd, ani kiedy, ani jak. Tak jest od 30 lat – zabrał głos ksiądz Tomasz. – Czy pan się słyszy? – Proszę pana, proszę w ten sposób nie budować narracji – odpowiedział Maniak. – To nie są pana pieniądze, więc pana to nie interesuje, za jaką kwotę zostanie wybudowana świetlica – dyskutował proboszcz.

– Kłócimy się tak: świetlica, świetlica – zabrała w pewnym momencie głos radna De Falco Kuczyńska. – Mamy czerwiec, zostały wykopane tylko fundamenty, nie wiem kiedy, pół roku od podpisania umowy nie są nawet ławy wylane. Ja wierzę, że skończyłby pan to do listopada, bo jest szansa, ale jak się wykopuje fundamenty, robi się zbrojenie, to się te fundamenty przynajmniej wylewa, żeby to się nie zarwało. Gdyby burmistrz chciał zerwać tę umowę, to zrobiłby to w marcu.

Nasz komentarz: Pytanie – z jakiego powodu miałby zrywać umowę w marcu? Wtedy jeszcze nie było powodu.

– Cztery miesiące po podpisaniu umowy przekazaliście plac budowy – Maryniak odpowiedział radnej. – Jest mi niezmiernie miło, że wierzy pani we mnie i potwierdziła tylko, że udałoby mi się zrealizować tę inwestycję. Cieszę się, że choć pani realnie patrzy na to, co moglibyśmy zrobić i co w tej Stradomi mogłoby powstać w ciągu tego pół roku.

Wykonawca zaznaczył, że umowa nie zobowiązuje zamawiającego do zrywania umowy, tylko umożliwia, stawia go przed wyborem. Jego zdaniem wystarczyło zasygnalizować wykonawcy, że prace powinny przyspieszyć. Podziękował burmistrzowi za to, że mógł się z nim wreszcie spotkać.

De Falco Kuczyńska przerwała mu: – Solidnej firmy nie trzeba mobilizować. – Solidna firma nie opiera się tylko na jednej inwestycji, czekając na przekazanie placu budowy cztery miesiące – odpierał ten argument. – Wykonujemy do pięciu inwestycji i musimy mieć harmonogram budowy.

– Pan tu tak pięknie glancuje – szydziła radna Danuta Nowicka. – Jak pan tu pięknie przedstawia… Tak, kłaniam się panu… My to wszystko rozumiemy. Tylko że gdyby nie było podstaw ku temu, żeby z panem nie współpracować, to zapewne władze miasta by tej decyzji nie podjęły. Zaczął pan coś robić i jak pan skończył? Mamy czerwiec. Pan się tu przed ludźmi pokazuje z takiej ładnej strony – ironizowała. – Jestem tu, żeby w końcu spotkać się z burmistrzem – odpowiadał wykonawca. (– Nie ma potrzeby – za burmistrza odpowiadał wiceburmistrz.) – Nie miałem niestety przyjemności nawet z nim rozmawiać – dodał. – A co stało na przeszkodzie? – pytały radne. – Mieliśmy umówione spotkanie w urzędzie, ale, niestety, pan burmistrz nie przyszedł – odpowiedział.

Na końcu Marian Lempert powiedział, że zawsze trzeba słuchać tego, co ma do powiedzenia naród. – Kończymy tę nierówną walkę – dodał.

„Były pewne zaniechania”
Stradomia jest miejscowością zamieszkałą przez przeszło 1200 osób. Tutaj znajduje się szkoła, przedszkole i przychodnia mieszcząca się w obiekcie wymagającym remontu. Jeszcze za rządów poprzedniego burmistrza Sławomira Kapicy zostały zainicjowane działania zmierzające do odremontowania szkoły oraz budowy nowego obiektu na spotkania wiejskie. Na projekt nowej świetlicy wieś godziła się od 2017 roku przeznaczać fundusz sołecki.
Przypomnijmy, że Gmina Syców 19 listopada 2018 roku opublikowała ogłoszenie o wynikach zamówienia dotyczącego budowy świetlicy wiejskiej w Stradomi Wierzchniej i podpisała umowę z wykonawcą. 15 marca br., po prawie czterech miesiącach od podpisania umowy, w obecności inspektora nadzoru budowlanego i wiceburmistrza Artura Drzyzgi, wykonawca podpisał przejęcie placu budowy. Dlaczego tak późno? Podczas krótkiej rozmowy z burmistrzem Dariuszem Maniakiem, który potrzebuje dużo czasu na odpowiedź na proste pytania, dowiedzieliśmy się, że ze strony gminy „były jakieś zaniechania”. Zdaniem sołtysa i społeczności Stradomi – dość spore zaniechania i dziwna niemoc.

W ubiegłym roku jesienią rozstrzygnięto przetarg na budowę świetlicy. Przystąpiło do niego aż pięciu oferentów. Przedmiotem zamówienia były roboty budowlane, czyli postawienie obiektu świetlicy wiejskiej i garażu wozu bojowego OSP we wsi Stradomia Wierzchnia. Ma to być obiekt wolno stojący, jednokondygnacyjny, nie podpiwniczony, kryty dachem dwuspadowym o konstrukcji drewnianej. Przetarg nieograniczony wygrała firma Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowo-Usługowe ALIKO Damian Maryniak z Rychtala. Wartość umowy opiewa na 1 072 786 zł. Koszt najwyższej oferty wyniósł 1 354 371,35 zł. Umowę z wykonawcą podpisały jeszcze poprzednie władze, poprzedni burmistrz Sławomir Kapica. Inwestycja ma się zakończyć 30 listopada tego roku. W środę dwa tygodnie temu sołtys został poinformowany przez aktualnych burmistrzów – Dariusza Maniaka i Artura Drzyzgę – o zerwaniu umowy z ALIKO. Dlaczego zerwano umowę? – Dowiedzieliśmy się, że z powodu rzekomej opieszałości firmy i tego, że nie działo się nic na placu budowy – mówią nam mieszkańcy, którzy czują się przez burmistrza oszukani. Mieszkanka tej miejscowości Natalia Lebek zagadnęła go przed wyborami na Facebooku: „Miejmy nadzieję, że ta świetlica w Stradomi powstanie”. Dariusz Maniak jej odpowiedział: „Oczywiście! Źle się stało, że niektóre osoby próbowały wmówić mieszkańcom Stradomi, że Maniak nie chce świetlicy. Ja się wychowałem w tej wiosce i, odkąd jestem radnym, zależało mi na jej rozwoju, budowie świetlicy wiejskiej również”. Natalia Lebek odpowiedziała: „Zobaczymy, jak będzie. Każdy ma nadzieję, że sala powstanie”.

– Odnosimy wrażenie, że komuś tu zależy na niewykonaniu tej inwestycji – oceniają mieszkańcy. – Najpierw przeciąganie sprawy przekazania placu budowy, teraz zrywanie umowy. Odnosimy wrażenie, że burmistrz ma kłopoty z komunikacją – przez tak długi czas nie potrafił porozumieć się z wykonawcą w kwestii wejścia na plac budowy, a teraz – zrywając umowę, naraża gminę na sprawę sądową, która może ciągnąć się latami, wstrzymując tę inwestycję.

Z relacji sołtysa wynika, że burmistrz zamierza szukać środków zewnętrznych na finansowanie budowy świetlicy. – A przecież takich rozdań już nie ma – dziwi się Marian Lempert.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto