Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Te bydgoskie lokale walczą dziś o przetrwanie. Właściciele apelują o pomoc do lokalnej społeczności

Marta Mikołajska
Marta Mikołajska
Angelika Makowska jest właścicielką niewielkiego lokalu pn. Praliny Bą Bą, mieszczącego się przy ul. Cieszkowskiego w Bydgoszczy. W ostatnim czasie zaapelowała do mieszkańców o wsparcie, ponieważ - mimo wielkiej pasji i niesłabnącej nadziei na poprawę - coraz trudniej jest jej utrzymać lokal. W swoim apelu prosi o to, by mieszkańcy pamiętali o mniejszych, lokalnych przedsiębiorstwach, które w pewnym sensie tworzą tożsamość miasta i wpływają na jego wyjątkowość.
Angelika Makowska jest właścicielką niewielkiego lokalu pn. Praliny Bą Bą, mieszczącego się przy ul. Cieszkowskiego w Bydgoszczy. W ostatnim czasie zaapelowała do mieszkańców o wsparcie, ponieważ - mimo wielkiej pasji i niesłabnącej nadziei na poprawę - coraz trudniej jest jej utrzymać lokal. W swoim apelu prosi o to, by mieszkańcy pamiętali o mniejszych, lokalnych przedsiębiorstwach, które w pewnym sensie tworzą tożsamość miasta i wpływają na jego wyjątkowość. Tomasz Czachorowski
Ostatnie lata były szczególnie trudne dla lokalnych, tworzonych z pasją miejsc, które z uwagi na szalejącą inflację i brak napływu klientów ledwo wiążą koniec z końcem. Jak mówi nam Angelika Makowska z Bą Bą, która w ostatnim czasie o pomoc zaapelowała w mediach społecznościowych, w Bydgoszczy punktów, które wciąż borykają się z problemami finansowymi, nie brakuje. To choćby właśnie Bą Bą, Fanaberia, Luft, Może Ryba czy Toniebajka. Księgarnia dla wszystkich.

Po raz pierwszy Angelika Makowska apelowała do lokalnej społeczności o wsparcie w grudniu 2021 roku. Wówczas mieszkańcy nie zawiedli. Niestety po ponad dwóch latach problemy zaczęły narastać. Ta urocza kawiarenka i sklepik Praliny Bą Bą, mieszczące się przy ul. Cieszkowskiego 9 w Bydgoszczy, mierzą się dziś z problemami, które mogą doprowadzić nawet do zamknięcia lokalu.

- Czasy mamy bardzo trudne. Napisałam ten post, żeby uświadomić mieszkańców, że te małe miejsca naprawdę potrzebują ich wsparcia. Że boją się, że za chwilę zostaną wyparte z Bydgoszczy przez dyskonty czy sklepy monopolowe. Że za chwilę nie będziemy mieć takich wyjątkowych, prowadzonych z pasją miejsc, a przecież wydaje się, że to właśnie one wpływają na atrakcyjność każdego miasta - mówi Angelika Makowska.

Kawałek Belgii w Bydgoszczy

Kawiarnia i sklep Bą Bą powstały w Bydgoszczy dekadę temu (obecnie sklep działa także online), a ich historia rozpoczęła się dzięki miłości. Wówczas mąż pani Angeliki (wtedy jeszcze narzeczony) zabrał ją do Belgii, gdzie znajdował się jego dom rodzinny. Było to około 2000 r.

- Sklep o wdzięcznej nazwie Chocolaatje to była jedna z pierwszych wycieczek w Belgii, na którą mnie zabrał. Kiedy tam weszłam, oniemiałam. Lada miała jakieś 6 czy 7 metrów długości i była wypełniona po brzegi. Widziałam masy ludzi. Pamiętam te uśmiechy, pamiętam pana, który tam sprzedawał - był przeuroczy. I to było tak piękne i tak niezwykłe, że nigdy tego nie zapomnę. Po powrocie do Polski pracowałam w różnych miejscach, aż w końcu pomyślałam, że chciałabym stworzyć takie miejsce w Bydgoszczy - dać mieszkańcom ten mały kawałek Belgii - wspomina pani Angelika.

Jak podkreśla, praliny są oryginalne, belgijskie, robione ręcznie przez belgijskich czekoladników z dbałością o dobór składników, wśród których najważniejszym jest masło kakaowe. To właśnie dla "Pani Bą" było najważniejsze, kiedy zdecydowała się otworzyć swoją działalność - żeby nigdy nie schodzić z jakości.

- Ta jakość i produktu, i opakowania musi być wyjątkowa, ponieważ wciąż pamiętam to wrażenie, jakie wywarł na mnie ten sklepik w Belgii. I chciałam, żeby wszyscy w Bą tak właśnie się czuli. Żeby nie tylko co, ale też w jakiej formie im sprzedaję, zostawiło w nich ten pozytywny ślad – dodaje Angelika Makowska.

W swoim poście pani Angelika apeluje do mieszkańców o niezapominanie o mniejszych lokalnych przedsiębiorstwach. W rozmowie z nami podkreśla, że kiedy z mapy miasta znika nagle jakieś miejsce, pozostaje żal i rodzą się w głowie myśli: „A mogłem/mogłam tam zajrzeć, kupić kawę czy te 2-3 praliny”. Takie refleksje często przychodzą jednak, kiedy jest już za późno

- Zawsze mam nadzieję, że być może jeśli napiszę mieszkańcom, że mam trudną sytuację, to oni po prostu przyjdą, że wybiorą ten mały, niszowy produkt. Ale jeśli będę widziała, że już nic więcej nie dam rady zrobić, to po prostu zamknę to miejsce. Wyznaczyłam już sobie granicę, że jeszcze do końca marca zobaczę jak to będzie funkcjonowało… Natomiast póki jeszcze mogę i póki jest nadzieja, będę o to walczyć. Tak dla siebie, jak też dla innych wyjątkowych miejsc "z duszą" w Bydgoszczy, które mają podobne problemy.

A miejsc tych w mieście nad Brdą nie brakuje. Wśród nich nasza rozmówczyni wymienia m.in. Fanaberię, Kawiarnię Pomorska 15, jednoosobowy Luft (wywodzący się z Landschaftu, dziś działający samodzielnie), lokal Może Ryba czy Toniebajkę. Księgarnię dla wszystkich. O sytuacji w Toniebajce opowiada nam jej właściciel Piotr Kikta.

- Rynek książki w Polsce jest nieuregulowany, a konkurencja jest bezwzględna. W innych krajach Europy książka jest chroniona jako dobro kultury, a jej cena jest jednolita np. przez rok, tzn. że przez ten czas nie można sprzedać książki z rabatem. Tymczasem w Polsce zdarza się, że w dzień premiery sklepy oferują nawet 40-procentowy rabat. My sprzedajemy w cenie okładkowej, w której zawiera się także zapłata za naszą pracę i na pokrycie kosztów działalności – zauważa Piotr Kikta.

Dodaje, że choć grudzień zaowocował większymi niż przez całą resztę roku przychodami, te i tak były o kilka tys. zł mniejsze niż w grudniu zeszłego roku, co nie pozwoliło na wyrównanie przychodu. Do tego dochodzi wzrost cen książek, prądu, czynszu… Obecnie cena za metr wynosi tu około 36 czy 38 zł netto (np. w Krakowie – przywołuje nasz rozmówca – funkcjonuje specjalny program dla niezależnych księgarń, których właściciele płacą około 25 zł brutto za metr w lokalizacjach w ścisłym centrum miasta. Podobny program wsparcia ma Gdańsk, w którym miasto kupuje książki do swoich instytucji w lokalnych księgarniach). Do tego dochodzi podatek. Listopad pod względem przychodów był bardzo trudny, a i styczeń zapowiada się nie lepiej.

- Mnie się wydaje, że w Bydgoszczy jest pewien problem z takimi autorskimi miejscami. Rozmawiam z różnymi znajomymi, którzy właśnie takie miejsca prowadzą, choćby właśnie z Angeliką czy chłopakami i dziewczynami z kawiarni specialty – które, uważam, są znakomite. W Bydgoszczy poziom „kawiarnianego światka” jest bardzo wysoki. Mimo to, oni też walczą o przetrwanie – mówi Piotr Kikta.

Takie właśnie miejsca – ocenia – nie tylko tworzą klimat miasta, jego tożsamość, ale też podtrzymują dialog z mieszkańcami. Choćby poprzez organizowanie spotkań autorskich, koncertów czy warsztatów, których, jak zapowiada nasz rozmówca, także w najbliższym czasie w Toniebajce nie zabraknie.

Z uwagi na obecną sytuację na rynku lokalnym właściciele autorskich miejsc w Bydgoszczy apelują do mieszkańców o wsparcie.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bydgoszcz.naszemiasto.pl Nasze Miasto