Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Jędrzejak nie żyje. Wspomnienie znanego żużlowca

Dawid Foltyniewicz
Polska Press
Śmierć Tomasza Jędrzejaka jest ogromnym szokiem dla całego żużlowego środowiska. Jędrzejak popełnił samobójstwo, dla wrocławskich kibiców i środowiska żużlowego to ogromny szok. Fani zapamiętają go jako kapitana, który swoją otwartością i oddaniem dla zespołu na zawsze skradł ich serca.

We wtorkowy wieczór w okolicy Stadionie Olimpijskim można było odnaleźć dwa miejsca, w których oddano hołd wieloletniemu kapitanowi żużlowców Sparty Wrocław - na pergoli i tuż pod wieżą zegarową, gdzie zasiadają najzagorzalsi sympatycy WTS-u. W sumie złożono kilka zniczy i małą wiązankę w klubowych barwach. Ktoś mógłby stwierdzić, że to skromne pożegnanie. Z drugiej strony to bardzo znamienna scena. Wszak skromność była jednym z tych przymiotów, przez które będzie zapamiętany. Nie można mieć wątpliwości, że na sobotnią ceremonię pogrzebową przybędą tłumy kibiców, których przez lata - nie tylko na wrocławskim owalu - porywał swoją jazdą i nienaganną techniką, a urzekał otwartością i poświęceniem dla dobra zespołu.

– Oglądając jako młody chłopak mecze złotej drużyny z lat 90., myślałem sobie, że chciałbym ścigać się w tym klubie. Postrzegałem to chyba wtedy jedynie w kategorii marzeń. Kilkanaście lat później podpisałem jednak kontrakt ze Spartą, potem zostałem jej kapitanem. Wrocławski klub zawsze będzie w moim sercu. To klub, z którym się identyfikowałem i dla którego w cudzysłowie oddałbym naprawdę wszystko – powiedział wyraźnie wzruszony podczas majowego jubileuszu 25-lecia istnienia WTS-u.

Wielki jest ten, kto słowa popiera czynami. Najmłodsi fani Betardu Sparty mogą nie pamiętać, że w XXI wieku swego czasu na mecze we Wrocławiu przychodziło ok. dwóch tys. widzów, a żużlowcy ze stolicy Dolnego Śląska bronili się przed spadkiem. W tych trudnych chwilach brał na swoje barki odpowiedzialność za losy drużyny.

Do WTS-u dołączał trzykrotnie. Kiedy wracał, był witany z otwartymi rękami. Wieloletnia prezes wrocławskiego klubu Krystyna Kloc przyznała, że to człowiek z ogromną klasą.

Zawsze otwarty na kibiców

Ci, którzy go znają, podkreślają, że nigdy nie chciał brylować w mediach. – Im mnie w nich mniej, tym czasami lepiej. Wolę swoją wartość potwierdzać na torze, niż opowiadać nie wiadomo co – stwierdził w rozmowie z red. Maciejem Kmiecikiem.

Wspomnianą wartość pokazywał jednak nie tylko na torze, ale również wtedy, gdy znajdował się daleko poza zasięgiem telewizyjnych kamer. – Kapitan, który tyle razy nas ratował od spadku, wkładał całe serce w każdy bieg dla Sparty. Prawdziwa legenda, wspaniały człowiek, który potrafił przywieźć motor na pogrzeb zupełnie obcego mu człowieka i odpalić silnik, spełniając tym samym jego ostatnie życzenie. Która gwiazda postąpiłaby tak samo? – zastanawia się jeden z naszych czytelników.

– Po zakończeniu treningu (na Stadionie Olimpijskim - przyp. red.) kibice pomału opuszczali sektor gości, ja z dziewczyną byliśmy prawie na końcu. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem, że z parkingu macha do nas Tomek. Na początku nie wiedziałem, o co chodzi i nie wiedziałem do kogo macha, ale w końcu cofnęliśmy się pod kratę, a Tomek do nas podbiegł i zaczął zagadywać, jak nam się podoba sezon, czy będziemy na meczu i generalnie, co słychać – opowiada na portalu PoKredzie.pl o swoim ostatnim spotkaniu z Tomaszem Jędrzejakiem Paweł Radwański, kibic z Wrocławia.

Wśród sukcesów był też smutek

Jego największy sukces to triumf w Indywidualnych Mistrzostwach Polski w 2012 roku, kiedy na zielonogórskim torze otrzymał prawo do zapisania swojego nazwiska na czapce Kadyrowa.

Sierpień 2018 roku, finał IMP w Lesznie. Kiedy dowiedział się, że w zawodach nie może wystąpić Maksym Drabik, jako drugi rezerwowy był gotowy na rywalizację i liczył na zajęcie miejsca 20-latka. Gdyby Drabik wysłał zwolnienie lekarskie dzień wcześniej, według regulaminu do obsady turnieju dołączyłby „Ogór”. Młodzieżowy mistrz świata swoją absencję zgłosił jednak w dniu finału. W takiej sytuacji prawo startu przysługiwało pierwszemu rezerwowemu, Marcinowi Nowakowi.

Przez większą część poprzedniego sezonu w zespole prowadzonym przez Rafała Dobruckiego pełnił rolę rezerwowego. – Zapytałem, kiedy wraca do składu, bo czekamy na kapitana, a on odpowiedział, że chłopaki jeżdżą bardzo dobrze i taka jego rola teraz, by wspierać ich z parkingu, później podziękował nam za wsparcie – wspomina Paweł Radwański. Tomasz Jędrzejak na treningach był wówczas w stanie wygrać z każdym i wiedział, że w finale zrobi różnicę. Niestety nie otrzymał szansy, by pojawić się na torze i wspomóc swoich kolegów z drużyny w walce o medale.

Najbliżej sięgnięcia po tytuł drużynowego mistrza Polski był właśnie w ubiegłym roku, kiedy Betard Sparta w finałowym dwumeczu PGE Ekstraligi minimalnie uległa Fogo Unii Leszno. Środowisko kibiców WTS-u srebrny medal uznało raczej za sukces, zważając na fakt, że młody zespół Rafała Dobruckiego może mieć jeszcze wiele okazji, by powalczyć o trofeum. Tego wieczoru najbardziej rozżalonym człowiekiem na Stadionie Olimpijskim mógł być jednak właśnie Tomasz Jędrzejak, który najprawdopodobniej godził się z faktem, że już nigdy nie będzie mu dane cieszyć się ze złota z ukochanym klubem.

– Czasami po prostu nie wiesz, co dzieje się pod powierzchnią. Jesteś legendą i dobrym facetem. Będziemy za tobą tęsknić, bracie – takimi słowami „Ogóra” pożegnał Tai Woffinden. Ci żużlowcy, którzy odeszli z tego świata i ścigają się już tylko na błękitnym owalu, doczekali się swojego kapitana.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto