Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Umierał w samotności

Beata Samulska
Był wielkim, ale skromnym przedsiębiorcą. W swoich ostatnich chwilach uratował życie dwóch osób. Piotr Gugała umierał, choć kilkadziesiąt metrów dalej stały tłumy bezradnych ludzi przyglądających się tragedii.

Był wielkim, ale skromnym przedsiębiorcą. W swoich ostatnich chwilach uratował życie dwóch osób. Piotr Gugała umierał, choć kilkadziesiąt metrów dalej stały tłumy bezradnych ludzi przyglądających się tragedii. Dla Stefanii Grzeszczuk z Perzowa śmierć Piotra jest ogromnym ciosem. – Był moim chrześniakiem – mówi, pokazując ze łzami w oczach zdjęcia. – To był taki dobry, porządny i uczciwy człowiek. Bardzo kochał rodziców i całą swoją rodzinę.

Dlaczego nie ratowali?

Cioci Piotra trudno jest pogodzić się z tą tragedią. – Dlaczego nie udało się go uratować? – pyta wciąż. – A może był za dobry i to go zgubiło? Kto wie, skąd ten pożar? Każdy w swoim sumieniu musi rozsądzić. A poszedł w ten ogień po pieniądze dla pracowników.
Kiedy okazało się, że na terenie płonącego zakładu pozostał jego współwłaściciel, byli tacy, którzy chcieli biec mu na ratunek. Niestety, temperatura była tak wysoka, że dotarcie do uwięzionego w jednym z pomieszczeń było niemożliwe. Pan Piotr zdołał jeszcze wypchnąć z płonącego zakładu 42-letnią kobietę i 24-letniego chłopaka. Z komórki dzwonił do brata, prosząc o pomoc. Mówił, że nie może otworzyć plastikowych drzwi, które pod wpływem ognia uległy wypaczeniu. Po dwóch godzinach odnaleziono Piotra pod nieszczęsnymi drzwiami i zawaloną ścianą biura.
Piotr Gugała nie żałował ludziom niczego. Zatrudnił 100 osób i rozwijał zakład. Pomagał, jak tylko mógł. Żył skromnie, w bloku. W nowym domu pomieszkał tylko dwa miesiące. Tak się cieszył, że swojemu sześcioletniemu synkowi pokaże, jak rozpala się ogień w kominku. – Należało mu się to, bo tyle pracował – mówi pani Stefania. – Był ambitny. Skończył politechnikę. Ten zakład jest jego dziełem. Sam zaprojektował hale produkcyjne. Wszędzie chciał być, wszystkiego doglądał. Nie ma chyba osoby, która będzie go źle wspominała.
Na pogrzeb Piotra Gugały przyszły setki osób. – Był znakomitym inżynierem – mówił kolega, który opowiedział nad grobem historię znajomości ze zmarłym. – Miał wielkie plany, zamierzał rozpocząć kolejną inwestycję i był na jednym z ostatnich etapów projektu. Nie robił nic półśrodkami. Był profesjonalistą w każdym calu.

Skromny i inteligentny

O tym profesjonalizmie i skromności mówi również jego kolega, Grzegorz Zapolny, dziś dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Perzowie. – Kończyliśmy ten sam ogólniak – opowiada. – Wspominam go jako chłopaka spokojnego i rozsądnego. Był niezwykle inteligentny, ambitny, a zarazem koleżeński. Od kilkunastu lat prowadził w Perzowie jeden z największych zakładów. Rozumiał ludzi i ich problemy. Żaden pracownik nie może powiedzieć o nim złego słowa. Daleki od stereotypu szefa z żelazną ręką. Pracowników traktował po ludzku. Kiedy ktoś miał problemy finansowe, zawsze pomógł wypłacając zaliczkę. Wspierał wszelkie kulturalne inicjatywy. Nieraz korzystaliśmy z pomocy jego fachowców. Jeszcze tego dnia, w którym okazało się, że Piotr nie żyje, umawialiśmy się na spotkanie odnośnie turnieju zakładów pracy. Piotr chciał uczynić ten dzień jednocześnie świętem w swojej firmie. Do końca nie wierzyłem, że tam, w płomieniach, umiera człowiek. •

Pomogą pracownikom
– Znałam pana Piotra krótko – wspomina wójt Perzowa Barbara Kucharska. – W tym czasie dał się poznać jako człowiek bardzo życzliwy. Chętnie pomagał gminie jako sponsor. Jego śmierć jest też tragedią dla pracowników. Wspólnie z radnym Markiem Ostrowskim z Turkowych, w których zakład miał filię, oraz kierowniczkami opieki społecznej i urzędu pracy rozmawialiśmy o możliwych formach pomocy tym ludziom. Dwadzieścia osób może znaleźć zatrudnienie w jednym z zakładów pod Turkowami. Trzydziestu tapicerów mogą zatrudnić okoliczni stolarze. Pięćdziesięciu pracownikom będziemy starali się pomóc w inny sposób. Na naszą szczególną uwagę mogą liczyć rodziny, w których dwoje małżonków pracowało u państwa Gugałów.

Pożar, jakiego nie było
W jednym z największych i najnowocześniejszych w powiecie kępińskim zakładów, jakim była stolarnia Piotra Gugały, pożar wybuchł 7 września. Akcja ratownicza trwała blisko 20 godzin i brało w niej udział 170 strażaków z terenu powiatu kępińskiego, ostrzeszowskiego, oleśnickiego, wieruszowskiego, ostrowskiego oraz grupa operacyjna z Poznania. – To był bardzo trudny pożar – ocenia oficer prasowy PPSP w Kępnie, starszy kapitan Zbigniew Domal. Budynki zakładu wypełnione były łatwopalną pianką tapicerską i meblami. Naszą pracę utrudniał silny wiatr i spore zadymienie. To jeden z największych pożarów, jakie widziałem.
Oszacowano, że straty mogą przekraczać 15 milionów zł. Spłonęły cztery hale produkcyjne. Uratowano zbiornik z 10 tys. litrów oleju napędowego, część hal i budynek socjalny. Do dziś nie są znane przyczyny pożaru. Śledztwo w tej sprawie wszczęła Komenda Powiatowa Policji w Kępnie pod nadzorem Prokuratury Rejonowej. Marcin Wiśniewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak przygotować się do rozmowy o pracę?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sycow.naszemiasto.pl Nasze Miasto