Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wigilijny stół z różnych regionów

Redakcja
Na Dolnym Śląsku, gdzie zjechali ludzie z całej Polski, u jednych króluje na świątecznym stole kutia, u innych grzybowa, pierogi, gdzie indziej barszcz. Istny, kulinarny, groch z kapustą. Czy jest jakaś jedna, dolnośląska potrawa?

Krzysztof Kucharski: Nie będziemy oszukiwać. W trakcie tej rozmowy nasz redakcyjny stół będzie pusty - jest post, ale w głowach muszą buzować świąteczne smaki i aromaty. Opowiedzmy naszym Czytelnikom krótko, treściwie i smacznie o potrawach z naszych domów, które są najbardziej oryginalne i smaczne. Zaczyna rodowita wrocławianka. Proszę bardzo...

Katarzyna Kaczorowska:
Urodziłam się we Wrocławiu, ale moja mama przyjechała z Sosnowca, ojciec urodził się w Rohatynie - dawne województwo stanisławowskie - gdzie jako proboszcz kazania wygłaszał ten Piotr Skarga z obrazu Matejki. Na naszym wigilijnym stole we Wrocławiu musi być zawsze barszcz czerwony z uszkami, pierogi z grzybami i z kapustą, no i kutia. To kulinarny wpływ rodzinnych tradycji ojca. Mama, tak jak babcia, robi zawsze kapustę z grochem i cała rodzina zastygnie w pozie Rejtana, gdyby mama o tym daniu chciała zapomnieć. Jest też śledź. Kiedyś był szczupak i lin, teraz jest smażony karp. No i jest zawsze - tu wszystkich zaskoczę - ryba po grecku, bo mama ją świetnie robi i nikt sobie nie wyobraża, żeby ze świątecznej okazji mogło jej nie być.

Krzysztof Kucharski: A śledź jak przyrządzony?

Katarzyna Kaczorowska:
W oleju i z cebulką, ale też marynowany w occie.

Krzysztof Kucharski: To smacznie. A kto teraz? Kto jest najbliżej Wrocławia? Chyba Marek Twaróg, bo Ślązak. Ja nie dzielę Śląska na Górny, Dolny, Opolski, Cieszyński czy jeszcze jakiś inny. Dla mnie Śląsk jest jeden wielki, ze stolicą we Wrocławiu, bo tak było przez całe wieki.

Marek Twaróg: Zostańmy zatem w tej kwestii przy swoich zdaniach. A kuchnia? Pochodzę z Rybnika i tam, jak to na Górnym Śląsku, są nieco inne potrawy. Najbardziej charakterystyczna jest moczka, występująca w najróżniejszych odmianach.

Krzysztof Kucharski: Co to takiego?

Marek Twaróg: Ech, jedni robią ją z piwem, są tacy, którzy podlewają ją nawet wódką, ale nie u mnie w domu. Bazą jest kompot z suszonych śliwek i innych owoców. To rodzaj wigilijnego deseru, ale jedzonego przez całe święta. Babcie robiły zawsze kilka dużych garów moczki. Moja mama też nie robi mniej. Pięć litrów to jest minimum. Jest też zawsze barszcz z uszkami i karp na różne sposoby, jest kapusta z grzybami i makówki.

Krzysztof Kucharski: Makówki to kluski z makiem?

Marek Twaróg:
Nie, to namoczona w mleku bułka przekładana makiem z migdałami i jakimś aromatem.

Krzysztof Kucharski: To teraz Katarzyna Kroczak, też Śląsk.

Katarzyna Kroczak: U mnie kuchnia wigilijna jest dość skomplikowana. Moi rodzice mieszkają w Raciborzu, ale dziadkowie pochodzą spod Lwowa, a jedna babcia z Limanowej. Mam więc kulinarny mętlik. Jest oczywiście moczka, ale jak rzuciłam okiem na przepis Marka - zupełnie inna. Z dzieciństwa nie zapamiętałam dań na zimno. Babcie mi opowiadały, że zawsze był śledź w śmietanie z cebulką i jabłkiem. Moja babcia, góralka, choć górale by się pewnie obrazili, bo Limanowa to tylko Sądecczyzna, a nie Podhale, gotowała wspaniale, więc mama sporo tych potraw przeniosła na nasz rodzinny stół. U nas na wigilijnym stole bywają dwie zupy: barszcz z malutkimi uszkami nadzianymi grzybami, lepionymi ręcznie. Uszka i pierogi sama tymi rączkami lepiłam i to była masakra.

Krzysztof Kucharski:
Uszka wycinałaś literatką czyli szklaneczką, w której mieściło się 100 gramów, czyli tak zwana seta?

Katarzyna Kroczak: Ciasto kroiło się w niewielkie kwadraciki.

Krzysztof Kucharski: To powiedz jeszcze o tych zupach.

Katarzyna Kroczak:
Drugą zupą była grzybowa z łazankami zaprawiona śmietaną. Moja teściowa na wigilię robi czystą zupę grzybową z fasolą.

Krzysztof Kucharski: Ale mówiłaś kiedyś o pierogach.

Katarzyna Kroczak:
O tak, babcia z Limanowej robiła fantastyczne pierogi. Były trochę inne, bo farsz miały z ziemniaków, kiszonej kapusty i mocno podsmażonej cebulki. Podawane były w sosie z suszonych grzybów.

Arkadiusz Franas: To mi w ciemno smakuje. Nie wiem, jak wy, ale ja uważam się za Dolnoślązaka. Pierwsze lata spędziłem na dolnośląskich rubieżach, czyli w Zawidowie pod granicą z Czechami. Tam, jak wszędzie na Dolnym Śląsku, zjechali Polacy z różnych stron. Moi rodzice i moje rodzinne tradycje, to jest miks regionu opoczyńskiego z krakowskim. Moi rodzice byli bardzo otwarci na sąsiadów, to też nasz stół rodzinny przyjmował smaki od znajomych i sąsiadów. Jak pamiętam, Wigilia zaczynała się od barszczu z uszkami, którego mama kiedyś spróbowała u starszej pani, która do Zawidowa trafiła z Kresów Wschodnich. Ten barszcz nie wyparł oczywiście krakowskiej zupy wigilijnej, czyli grzybowej. Muszę wam powiedzieć, że Wigilia kojarzy mi się z późnym latem. Bo wtedy moja mama zaczynała myśleć o grzybach do różnych świątecznych potraw. Na przykład w tym roku przeżyła traumę, bo nikt nie nazbierał grzybów. Jak zrobić, nie tylko zupę, ale też pierogi, do których tych suszonych grzybów trzeba sporo? Musiała być też kapusta i to na różne sposoby. Teraz została już tylko jako dodatek do farszu pierogowego. Zniknęły z naszego stołu też kluski z makiem.

Marek Twaróg: Kluski, czyli u mnie makaron.

Krzysztof Kucharski: Kluski są głównie z ziemniaków i mąki w różnych proporcjach.

Arkadiusz Franas: No tak, kluski u mnie to cienki, domowy makaron. Ważnym wigilijnym daniem był też śledź na różne sposoby: w śmietanie, w oleju, ale też smażony. Mój dziadek przyrządzał wspaniale takie małe śledzie, nazywane moskalikami. Karpia w rodzinnych domach mamy i ojca nie jadano. On się pojawił dopiero na Dolnym Śląsku. W święta w moim domu ważny jest zawsze zapach grzybów.

Krzysztof Kucharski: Mnie się grzyby zawsze kojarzą z Besterem. Ale nie naszym sekretarzem Krzysiem, ale Józkiem Besterem, jego ojcem, który całe życie przepracował w naszej redakcji i wprowadzał mnie w grzybowe tajemnice. Krzysiu, to mów.

Krzysztof Bester: U nas na Wigilii dominowały smaki mamy z Wolbromia pod Olkuszem i ojca z rzeszowskiej wsi Kosina za Łańcutem. Zaczynało się od barszczu czerwonego. Najpierw kisi się buraki, z tego robi się zakwas i miesza z dwoma wywarami. W tym jeden grzybowy. Jeśli kolor wyjdzie za blady, to ściera się surowego buraka i przez cienką lnianą szmatkę wyciska się sok. Oczywiście plus małe uszka z grzybami. Następne ważne danie to pierogi z kapustą kiszoną i grzybami. Z Kosiny od ojca trafiła na nasz stół także kapusta z grochem. Oczywiście, własnoręcznie posiekana, przydeptana i ukiszona. Dalej idzie karp w galarecie i karp smażony. Ryby ja sprawiam…

Krzysztof Kucharski: Dodam, że Krzysztof jest znanym w środowisku wędkarzem.

Krzysztof Bester: Z kuchni mojej bratowej na naszym wigilijnym stole przyjęły się kapelusze suszonych prawdziwków, kozaków i podgrzybków w cieście. Najpierw moczy się je przez noc w mleku, potem odciska delikatnie, moczy w naleśnikowym cieście i smaży na złoto.

Krzysztof Kucharski:
Jeszcze o grzybach. Przed laty, gdy żyła moja babcia, dodatkiem do pieczonej na dziko wołowiny w drugi dzień świąt były całe kapelusze rydzów lekko spanierowanych. Ja, jak Arek Franas, przyznaję się do dolnośląskości. Nic nowego nie dodam. Nad moim rodzinnym świątecznym stołem czuwa teraz siostra nazywana Kitą, na imię ma Barbara. Wprowadza różne innowacje, ale karp w galarecie o starym domowym smaku być musi. A na koniec naszej kulinarnej podróży, jedziemy na Białostocczyznę, skąd pochodzi nasza Gabinia. Co tam masz dobrego dla nas? Anna Gabińska: U mnie w domu najsmaczniejsze są pierogi z kapustą i grzybami, smażone od razu na głębokim oleju. Świetnie smakują podczas Wigilii na ciepło, a potem przez całe święta - na zimno. Ale to nie jest regionalna potrawa z Białostocczyzny. Po prostu moja mama miała sąsiadkę, która pochodziła z okolic Kielc i to właśnie tam tak jadano.

Krzysztof Kucharski: To co macie własnego?
Anna Gabińska: Łamańce z makiem. To jest takie ciasto jak na makaron, ale bez jajka, z którego robi się gruby na centymetr placek. Potem kroi się go w grube paski, umieszcza w prodiżu i układa kratę. Potem się piecze, a po wyciągnięciu jest twarde jak kamień. Łamie się to na kawałki i zalewa wywarem ugotowanym z maku, miodu i bakalii.

Krzysztof Kucharski: A kutię jecie? Anna Gabińska: Jemy, jemy. Ale najprawdziwszą kutię robiła babcia ze strony mamy, z polskimi bakaliami. Pyszna.

Krzysztof Kucharski:
Wszystkim, którzy to przeczytali, życzymy zatem smacznego.

Katarzyna Kaczorowska: Na pewno warto w Wigilię przygotować coś nowego.

Marek Twaróg: Nie... Wigilia niech będzie tradycyjna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto