Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wybory korespondencyjne. Polacy za granicą nie zagłosują

Piotr Ogórek
Piotr Ogórek
Wybory korespondencyjne 2020, czyli jakie?
Wybory korespondencyjne 2020, czyli jakie? adam jankowski / polska press
Ekspresowo przyjęta ustawa o korespondencyjnych wyborach prezydenckich budzi liczne wątpliwości. De facto nie wiadomo, kiedy wybory się odbędą. Zagrożona jest ich powszechność. Nie wiadomo, czy Poczta Polska fizycznie podoła z ich obsługą. Mieszkańcy mają zostać z domu w związku z koronawirusem, ale jednocześnie muszą się udać w jednym dniu, w jedno miejsce w danym mieście, miasteczku i wsi, żeby oddać tam kartę do głosowania wypełnioną w domu. Do tego Polacy za granicą prawdopodobnie nie będą mogli zagłosować.

FLESZ - Firmy w tarapatach z powodu epidemii. Nadchodzi fala zwolnień

Zgodnie z przyjętą w poniedziałek późnym wieczorem ustawą autorstwa Prawa i Sprawiedliwości wybory prezydenckie będą się mogły odbyć tylko drogą korespondencyjną. Zdaniem ekipy rządzącej to jedyna bezpieczna opcja na przeprowadzenie wyborów w dobie epidemii koronawirusa.

Wszyscy uprawnieni wyborcy, czyli ok. 30 mln osób, otrzymają do swoich skrzynek od Poczty Polskiej specjalne pakiety wyborcze (tylko na adres zameldowania). W dzień wyborów, od godziny 6 do 20, będą musieli oddać głos na karcie wyborczej, włożyć ją do koperty i zakleić, następnie wypełnić oświadczenie (imię, nazwisko, PESEL), oba dokumenty włożyć do koperty i zakleić.

Z takim pakunkiem należy udać się do specjalnej skrzynki nadawczej. Stamtąd oddane głosy trafią do obwodowej komisji wyborczej (jednej na całą gminę, poza Warszawą), gdzie jej członkowie zweryfikują oświadczenie, a głos w kopercie wrzucą do urny.

Kiedy odbędą się wybory?

Tyle teoria. W praktyce nie wiadomo, jak będzie. Na przykład, kiedy dokładnie odbędą się wybory. Ustawą zajmie się teraz Senat i może próbować zmienić zasady poprawkami. Ma na to maksymalnie 30 dni. Oznacza to, że ustawa najpóźniej może wrócić do Sejmu 7 maja, czyli trzy dni przed terminem wyborów 10 maja. Głosy płynące z Senatu, gdzie większość ma opozycja, wskazują, że tak się właśnie stanie.

Tymczasem ustawa zakłada, że pakiety wyborcze zostaną rozesłane do wyborców od siedmiu dni przed datą wyborów. 7 maja to czwartek. Poczta Polska miałaby dwa dni na doręczenie pakietów. Fizycznie to niemożliwe. Teoretycznie wybory mogłyby się odbyć 17 maja (muszą się odbyć między 100 a 75 dniem przed 6 sierpnia, czyli końcem kadencji prezydenta Andrzeja Dudy), ale zdaniem konstytucjonalistów zmiana terminu ogłoszonych już wyborów, bez wprowadzania stanu nadzwyczajnego, jest niekonstytucyjna.

Obóz rządzący nie wyklucza, że ustawa nie zostanie przyjęta. - Mamy stan zagrożenia epidemicznego, mamy epidemię i adekwatny do epidemii stan, który został wprowadzony. Jeżeli wybory nie będą mogły być przeprowadzone w maju, bo będziemy mieć 30–40 tys. zakażonych, będziemy mieli szpitale w halach kongresowych zorganizowane, wówczas (…) Porozumienie (partia wchodząca w skład rządzącej koalicji Zjednoczonej Prawicy - red.) 5 maja czy 6 – nie wiem, kiedy ustawa wróci z Senatu do Sejmu – nie będzie głosować za ordynacją – zadeklarowała w rozmowie z Radiem ZET Jadwiga Emilewicz, minister rozwoju, którą Jarosław Gowin wskazał jako jego zastępczynie na stanowisku wicepremiera. Co jeśli tak się stanie i ustawa nie przejdzie? Nie wiadomo.

Poczta Polska nieprzygotowana

Wybory korespondencyjne technicznie ma zorganizować Poczta Polska, która wydaje się do tego zupełnie nieprzygotowana. Pytamy władze Poczty, ilu ma pracowników i listonoszy, którzy w ciągu 7 dni przed wyborami muszą doręczyć pakiety wyborcze dla ok. 30 mln uprawnionych wyborców. Pytamy, ile do ilu adresów dziennie dociera jeden listonosz. Pytamy, ile i gdzie będą skrzynki nadawcze, do których mieszkańcy mają odnieść wypełnione pakiety wyborcze. Nasze pytania zostały zupełnie zignorowane.

- Poczta Polska z uwagą śledzi prace legislacyjne nad ustawą i czeka na jej ostateczny kształt. Poczta Polska nie komentuje procesu legislacyjnego. Do kwestii organizacyjnych wynikających ze stosowania ustawy odniesiemy się po zakończeniu procesu legislacyjnego - odpowiada nam Justyna Siwek, rzeczniczka Poczty. Podkreśla natomiast, że Poczta to jedna ze strategicznych spółek Skarbu Państwa, która w stanie epidemii zapewnia ciągłość świadczonych usług.

Opozycja oburzona. "25 tys. listonoszy, 30 mln przesyłek"

Opozycja na całym pomyśle nie zostawia suchej nitki. Podkreślają zarówno kwestię bezpieczeństwa, problemów organizacyjnych oraz naruszania licznych praw obywatelskich.

- Cała logistyka jest nie do wykonania. Mamy ok. 25 tys. listonoszy (tyle wskazują dane GUS za rok 2017, nowszych nie ma – red.) i 30 mln pakietów do rozesłania – mówi Daria Gosek-Popiołek, posłanka Lewicy z Krakowa.

Liczne niedopowiedzenia. "Tak nie można stanowić prawa"

Ustawa wielu kwestii nie precyzuje. Nie wiadomo, jak mają zagłosować osoby objęte kwarantanną, jak przebywające w szpitalach, itp. - Ustawa jest bardzo wybrakowana. Wiele materii przeniesiono na przyszłość do uregulowania przez ministra właściwego ds. aktywów państwowych (jest nim Jacek Sasin – red.). Tak nie można stanowić prawa, że dopiero rozporządzenia przesądza o istocie sprawy – uważa Maciej Pach, konstytucjonalista z Katedry Prawa Ustrojowego Porównawczego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Problematyczna jest cała kwestia technicznego przeprowadzenia listowego głosowania. Kto odbierze pakiety ze skrzynek nadawczych i zaniesie do jednej na całą gminę komisji wyborczej? Czy skrzynka nadawcza będzie jedna na całe miasto, czy jednak będzie ich więcej rozsianych po różnych punktach, a jeśli tak, to czy będą to zwykłe czerwone skrzynki na listy, czy jakieś nowe, specjalnie ustawione na wybory?

- To wszystko będzie w rozporządzeniach. Mamy co prawda wytyczne w ustawie, ale to truizmy – zaznacza Maciej Pach. Według eksperta w gminach pojawi się większa liczba skrzynek nadawczych, gdzie będzie można oddać pakiety, choć w ustawie występuje ona w liczbie pojedynczej. - Kompletnym absurdem byłoby przecież, gdyby to był jeden punkt, gdzie wszyscy głosujący danego dnia muszą się udać – kwituje Maciej Pach.

Polacy za granicą nie zagłosują!

Wielkim problemem będzie głosowanie Polaków za granicą. Z ustawy wynika bowiem, że… nie będą mogli zagłosować! - Wyborcy zagraniczni najpóźniej 14 dni przed wyborami muszą złożyć wniosek o pakiet wyborczy. Według sporej liczby prawników, takie osoby nie będą mogły głosować – tłumaczy Maciej Pach.

Dlaczego? Bo ustawa na pewno nie wejdzie w życie 14 dni przed wyborami. Stanie się to zapewne 8 maja. Głosowanie za granicą będzie więc niewykonalne, bo teraz nie można składać wniosku o wydanie pakietu wyborczego, bo ustawa nie obowiązuje, a jak wejdzie w życie, to będzie za mało czasu. Jest jeden wyjątek – jeśli Senat szybko zajmie się ustawą. Na to jednak się nie zanosi.

- Wyborcy za granicą nie zagłosują, są wyzuci z praw. Powszechność wyborów jest zagrożona, wiele osób może być wykluczonych z udziału w nich. Zagrożona jest też tajność głosowania, bo nie wiadomo, co będzie się działo w komisjach wyborczych przy otwieraniu pakietów wyborczych – twierdzi Maciej Pach.

Zostań w domu, ale idź do skrzynki nadawczej

W całym zamieszaniu z wyborami korespondencyjnymi zapomina się o epidemii koronawirusa. - Kto zagwarantuje, że na tym papierze, który dotrze do wyborców, nie będzie wirusa i w drugą stronę? Pracownicy będą mieć rękawiczki, pakiety będą raczej bezpieczne, ale nie wiadomo, czy uda się przypilnować taką masę ludzi. A w drugą stronę? Koperty dostaną zapewne zakażeni ludzie i przekażą go dalej wraz z głosami – mówi Aleksander Miszalski, poseł KO z Krakowa.

Poseł zwraca uwagę, że w czasach epidemii każe się zostawać Polakom w domach, ale w dzień wyborów i tak masowo muszą się udać do skrzynek nadawczych. - Co z powszechnością wyborów? Ktoś mieszka gdzie indziej, a pakiet dostaje na adres zameldowania i musi tam dojechać wiele kilometrów. Może dojść do oszustw. Ktoś nie da członkowi rodziny jego pakietu, bo ten głosuje na inną opcję polityczną. Kto to sprawdzi? – wylicza Aleksander Miszalski.

Była groźba więzienia za brak głosu

Projektowane przepisy ustawy o korespondencyjnym głosowaniu można było interpretować tak, że jak nie zagłosujemy, to pójdziemy do więzienia. Na szczęście ten przepis zniesiono. Nowy również przewiduje karę więzienia do trzech lat, ale tylko w sytuacji, gdy ktoś kradnie kartę do głosowania i oświadczenie wydawane w pakiecie wyborczym lub wrzuca do skrzynki nadawczej podrobioną kartę do głosowania lub oświadczenie.

To jednak też może być problematyczne, bo jak interpretować kradzież? - Listonosz wrzuci cztery pakiety wyborcze do jednej skrzynki, a odbierze je jedna osoba i zagłosuje za wszystkich uprawnionych domowników. To zagrożenie dla powszechności wyborów. Skonfliktowani domownicy mogą zagarnąć głosy, a próba wyegzekwowania odpowiedzialności będzie trudna – mówi Maciej Pach.

Daria Gosek-Popiołek zwraca uwagę na cały tryb przygotowania ustawy. - Nie można zmieniać kodeksu wyborczego w takim trybie, tuż przed wyborami, tak szybko. To złamanie wszelkich zasad i konstytucji – mówi posłanka Lewicy. Dodaje, że pojawiają się informacje, że niektórzy posłowie PiS, którzy podpisali się pod projektem ustawy, nie byli obecni w Warszawie.

Posłanka Lewicy uważa, że ustawa unieważnia de facto funkcjonowanie PKW i całe wybory uzależnia od woli politycznej Jacka Sasin. To właśnie minister aktywów państwowych ma ustalać szczegóły głosowania korespondencyjnego, m.in. tryb dostarczania pakietów wyborczych i ich odbiór ze skrzynek nadawczych.

Frekwencja na poziomie 10-20 proc.?

Zdaniem Aleksandra Miszalskiego może służby państwowe są w stanie jakoś rozwiązać powyższe kwestie, niemniej to gigantyczne problemy i nie ma mowy o powszechności wyborów. - Możliwości oszustw będą gigantyczne, a protestów wyborczych będzie dziesiątki tysięcy, jeśli nie setki tysięcy. Moim zdaniem frekwencja wyniesie maks. 10-20 proc. - konkluduje poseł.

Rząd i PiS wciąż unikają kwestii wprowadzenia któregoś ze stanów nadzwyczajnych, które pozwalają legalnie przesunąć wybory. Zasłaniają się wysokimi odszkodowaniami dla przedsiębiorców, które umożliwia ustawa o stanach nadzwyczajnych.

- Jeśli rząd i PiS uważają, że problemem jest ustawa, umożliwiająca wypłatę rzekomo nie wiadomo jakich odszkodowań, to powinni w trybie pilnym ją zmienić. Nie zachęcam do tego. Uważam, że ta ustawa jest potrzebna, ale jeśli PiS tu widzi problem, to niech ją zmienią – dodaje Aleksander Miszalski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Wybory korespondencyjne. Polacy za granicą nie zagłosują - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto